28.01.2014

Chapter I .

Tadaaam ! Więc już wiecie, że głównym bohaterem jest jedyny i niepowtarzalny Cesc Fabregas ! Były osoby, które się tego domyslały :D Tak więc dodaję pierwszy rozdział i czekam na wasze opinie, na temat tego, że ze słodkiego, uroczego piłkarza Barcy zrobiłam zimnego drania stojącego na czele gangu ! Moja wyobraźnia czasami mnie przeraża :D Byłabym wdzięczna gdybym zobaczyła chociaż kilka komentarzy pod rozdziałem, gdyż nie ukrywam zastanawiam się co o tym myślicie ;)
Serdecznie dziękuję dziewczynie, która wykonała ten oto wspaniały szablon i zapraszam na jej genialnego bloga Run Back To Your Arms !
Nie zanudzam już dłużej i zapraszam na rozdział pierwszy!
____________________________________________________________________________________



Jak zwykle na mecie pojawił się jako pierwszy, zostawiając swych potencjalnych rywali daleko w tyle. Po chwili, dźwięk warczącego silnika ustąpił miejsca krzykom i gwizdom osób, zgromadzonych wokół błyszczącego, czarnego motoru, na którym zasiadał on. Pewny siebie, momentami bezczelny i nieco zarozumiały, ale przez to niezmiernie intrygujący - Cesc Fabregas. Zdjął lśniący kask i zsiadłszy ze swojej maszyny rozpiął skórzaną kurtkę ukazując białą koszulkę, która doskonale uwydatniała mięśnie jego brzucha. W momencie u jego boku pojawiła się wysoka blondynka w kusej spódniczce i króciutkiej bluzeczce, sięgającej zaledwie do pępka. Posłał triumfalny uśmiech w stronę jego największego przeciwnika i zaraz po tym, odebrał należną mu nagrodę. Dziewczyna złożyła namiętny pocałunek na jego ustach, jakby tym samym chciała pokazać, że on należał do niej. Nic bardziej mylnego. Owszem, byli w związku, ale Cesc miał swoją definicję tego słowa. Nie traktował tego jak coś trwałego, poważnego. Był z nią tak po prostu, bo jak każdy facet potrzebował kobiety. Już od dawna nie wierzył w istnienie takiego uczucia jak miłość. Za dużo złego, wydarzyło się na jego własnych oczach, aby mogło być inaczej. Jak zawsze, po wygranym wyścigu, Cesc, wraz ze znajomymi, udał się do pobliskiego baru aby to uczcić. Głośna muzyka, odrapane ściany, na których gdzieniegdzie pozostały resztki po jakimś graffiti, alkohol oraz dziewczyny prowokujące swoim wyglądem i tańcem to codzienny obraz z życia, jakie prowadził. Kiedy już wszyscy zajęli stałe miejsce- czerwoną, pikowaną kanapę w rogu sali, przy której stał niewielki czarny stolik- Cesc poszedł zamówić drinki. Gdy stał przy barze i flirtował z nową, bardzo ładną kelnerką, zauważył, że obok pojawiła się jego dziewczyna.
-Przepraszam, że przeszkadzam- odchrząknęła i z ukosa spojrzała na dziewczynę przygotowującą napój.
-Stało się coś, Pilar?- zapytał z nutą irytacji i złości w głosie. Dziewczyna doskonale to wyczuła, ale postanowiła zignorować, wiedząc, że on nie znosi jakichkolwiek wyrzutów czy pretensji.
-Źle się czuję, nie mam ochoty na imprezę więc chyba wrócę do domu.
-Okej- odparł i chwyciwszy zamówione drinki, skierował się w stronę przyjaciół. Nie poszedł jednak zbyt daleko, gdyż zatrzymał go głos dobiegający zza jego pleców.
-Okej? Tylko tyle?
-No a czego chcesz więcej? Błogosławieństwa?- prychnął i poszedł dalej. Nie był typem romantyka, a już na pewno nie był facetem, który lubi mówić o swoich uczuciach. Odkąd skończył 13 lat radzi sobie sam i nie potrzebuje nikogo, oprócz swoich przyjaciół.

Panie i Panowie, oto Cesc Fabregas. Witam w jego świecie, do którego wchodzicie na własną odpowiedzialność.

Jazlyn
-Nie! Myślałam, że ten temat mamy już za sobą!- krzyknęłam w stronę moich rodziców, z impetem odsuwając się od stołu i stając na proste nogi.
-Jazlyn! Nie tym tonem!- upomniała mnie moja mama.
-Nie tym, to niby jakim? Mam dość tego, że próbujecie mi ułożyć życie! Mam 19 lat, więc mogę sama o nim decydować!- znów podniosłam głos i poszłam do swojego pokoju. Trzaśnięcie drzwiami miało podkreślić to, jak bardzo jestem zdenerwowana.
Rzuciłam się na łóżko i w akcie frustracji, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. To wszystko zaczynało mnie już strasznie męczyć. Odkąd pamiętam, moi rodzice próbowali mnie kontrolować i mówili co i jak mam robić. Myślałam, że kiedy dorosnę, to się skończy, że przestaną się tak we wszystko wtrącać, a przede wszystkim tata przestanie ciągle mówić o tym ślubie. Niestety jest wręcz przeciwnie. Od jakiegoś czasu, jest to tematem każdego spotkania przy stole. Mój ojciec pochodzi z Delhi- dawnej stolicy Indii. Przeprowadził się do Barcelony, ze względu na moją mamę, która jest rodowitą Hiszpanką, więc od urodzenia mieszkam tutaj. Według niego, powinnam wyjść za mąż za Hindusa, którego on wybierze (co już z resztą zrobił). Nie rozumiem dlaczego  nie chce przyjąć do wiadomości, że nie kocham, a nawet nie lubię Amira i nie wezmę z nim ślubu, tylko dlatego, że on uważa go za świetnego mężczyznę, w sam raz dla mnie. Poza tym, na litość boską, ten facet ma 30 lat! Nie pomagają argumenty, że mama przecież też nie pochodzi z Indii, a są razem szczęśliwi. Jego kontrargumentem jest fakt, że tam, skąd pochodzi, dziewczyny w moim wieku mają już męża i dzieci. Nie dociera do niego to, że nigdy nie będę jego wymarzoną, hinduską córeczką. Wychowałam się w Barcelonie, otacza mnie inna kultura, inni ludzie. Owszem, chcę kiedyś, w przyszłości założyć rodzinę, dom, ale jeszcze nie teraz. Nie wyobrażam sobie, abym miała mieć już męża, któremu prasowałabym koszule i gotowała obiady, w między czasie przewijając dziecko. Narazie skupiam się na studiach, po których mam zamiar spełniać swoje marzenia.
Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam zdenerwowana. Czy im naprawdę aż tak nie zależy na moim szczęściu? Mam wrażenie, że po prostu chcą się mnie pozbyć z domu, wpychając w ręce Amira, myśląc, że jego pieniądze załatwią wszystko.
W jednej chwili zerwałam się z łóżka i zagarnąwszy kluczyki z biurka, włożyłam na siebie skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Postanowiłam, że pojadę odwiedzić moją babcię, która mieszka na obrzeżach miasta. Było już późno i co prawda, rodzice nie pozwalali mi do niej jeździć wieczorami, gdyż okolica w której mieszkała, nocą była dość niebezpieczna, ale teraz ostatnią rzeczą, o której myślałam, to to, czy im się spodoba mój pomysł czy nie. Wsiadłam do samochodu i już po około 40 minutach jazdy byłam na parkingu, niedaleko bloku, w którym mieszkała. Muszę przyznać, że okolica o tej porze faktycznie wygląda nieciekawie. Szczelniej okryłam się moim płaszczykiem i zamykając pilotem samochód, udałam się w stronę jej mieszkania.
-Jazzy, słoneczko jak dobrze cię widzieć- z uśmiechem przywitała mnie i przytuliła.
-Hej babciu- odpowiedziałam, delikatnie gładząc ją po plecach i odwiesiwszy kurtkę na wieszaku, weszłam do salonu. Zauważyłam, że na stole leżą różne tabletki, co mnie trochę zaniepokoiło- babciu, wszystko okej? Po co tyle  tych lekarstw?- zapytałam z troską w głosie.
-Oh, to nic takiego. Jestem tylko trochę przeziębiona. Wiesz jak to jest, jesień idzie, dni są coraz chłodniejsze i ludzi zaczynają rozkładać choroby. Ale nie martw się, byłam u lekarza. Powiedział, że to nic groźnego i zalecił spędzenie kilku najbliższych dni w domu- wyjaśniła z serdecznym uśmiechem, kładąc przede mną kubek herbaty z cytryną.
-No dobrze, ale czemu nie zadzwoniłaś i nic nie powiedziałaś? Pomogłabym ci, zrobiła jakieś zakupy, czy cokolwiek- Babcia była jedyną osobą w mojej rodzinie, która nie sprowadzała każdej rozmowy do ślubu i tego co mówi mój tata. Wprost przeciwnie, nie zgadzała się z nim i twierdziła, że na małżeństwo przyjdzie jeszcze czas, a narazie jestem młoda i powinnam korzystać z życia. Miałam w niej całkowite oparcie, wiedziałam, że zawsze mi pomoże i mogę do niej przyjechać kiedy tylko zechcę.
-Bo nie było takiej potrzeby- odparła ciepło -ale dobrze, zostawmy to. Powiedz, co się stało, bo widzę, że jesteś smutna.
-Ehh... A co mogło się stać? Tata znowu zaczął temat Amira, a ja już naprawdę mam tego serdecznie dosyć. Nie chcę brać z nim ślubu i tego nie zrobię- na samą myśl o tym, moje oczy znów się zaszkliły. Próbowałam powstrzymać łzy, ale po chwili poczułam jak moje policzki stają się mokre.
-Wnusiu, nie płacz, proszę. Wiesz, że nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić i nie dopuszczę do żadnego ślubu- twardo oznajmiła tuląc mnie w swoich ramionach. Kiedy podniosłam głowę, ujrzałam pocieszający uśmiech na jej twarzy. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Tylko dlaczego moi rodzice nie mogą pojąć tego, że chcę żyć po swojemu?- zapytałam z goryczą nadal trwając w jej uścisku.
-Wiesz, myślę, że twój tato chce przede wszystkim twojego bezpieczeństwa i uważa, że Amir może ci je zapewnić. Boi się o ciebie, o to, że ktoś cię skrzywdzi i złamie ci serce- tłumaczyła delikatnie kołysząc moim ciałem.
-Jak narazie, to on mnie krzywdzi- wyszeptałam pod nosem.
Kiedy już trochę się uspokoiłam, obiecałam babci, że będę do niej przyjeżdżać codziennie rano albo wieczorem - w zależności od tego, jak ułożą się moje zajęcia- i przywozić zakupy lub pomagać w domu. Nie brałam pod uwagę jej protestów, że mam swoje życie i nie powinnam się nią tak zajmować, bo ona świetnie da sobie radę. W każdej sytuacji lubiłam postawić na swoim i teraz też nie zamierzałam odpuścić. Rozmawiałyśmy jeszcze dosyć długo, między innymi o tym, że babcia chciałaby poznać mojego chłopaka, którego przedstawię jej ja, a nie mój tata. Jej słowa sprawiły, że zaczęłam sie zastanawiać, czy jest to w ogóle możliwe. Dopiero po pewnym czasie sprawdziłam telefon i zobaczyłam 7 nieodebranych połączeń od rodziców. Wiedziałam, że na pewno się martwią i pomimo mojej złości na nich, postanowiłam wracać do domu. Pożegnałam się z babcią i kiedy tylko wyszłam z klatki, uderzył mnie chłodny powiew wiatru. Teraz było jeszcze ciemniej i okolica była o wiele straszniejsza. Po chwili zawahania, ruszyłam w stronę swojego samochodu.
Będąc w połowie drogi, zobaczyłam nadchodzącego z naprzeciwka mężczyznę. Dziwny strach przebiegł przez moje ciało, ale mimo to, dalej szłam przed siebie. Im bardziej się do niego zbliżałam, tym bardziej przekonywałam się w tym, że powinnam była zawrócić. Kiedy w końcu zdecydowałam się to zrobić, on był już na tyle blisko, aby chwycić moje nadgarstki i przyprzeć mnie do ściany. Patrzyłam na niego z przerażeniem i łzami w oczach, a na jego twarzy malował się jedynie kpiący uśmieszek. Chciałam krzyczeć, wyrwać się, ale byłam sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć, nic zrobić. W momencie, kiedy zebrałam już w sobie na tyle siły, aby wydać jakiś dźwięk, on zakrył moje usta dłonią, tak, że wydobył się z nich jedynie cichy jęk, który po chwili przerodził się w szloch.
-Ćśśś maleńka- powiedział szorstkim głosem- zaraz będzie ci przyjemnie- dodał z drwiącym uśmiechem.
Poczułam jak jego jedna dłoń, zaczyna sunąć po moim udzie- w górę i w dół- drugą ręką nadal przytrzymywał moje usta. Wierciłam się, rzucałam, ale jego uścisk był na tyle silny, żeby mnie skutecznie unieruchomić.
-Uspokój się suko, bo zaraz przestanę być miły- wysyczał przez zęby, zrzucając płaszczyk z moich rąk i targając bluzkę na strzępki. Kiedy tylko jego łapa oderwała się od moich ust, zaczęłam krzyczeć i wołać pomoc, ale wątpiłam żeby ktoś mnie o tej godzinie usłyszał. Po chwili poczułam jak jego obleśny język próbuję przebrnąć przez moje szczelnie zaciśnięte zęby. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze, chciałam zwymiotować, ale nie miałam jak. Przez paniczny strach i płacz, nie mogłam złapać oddechu. Mężczyzna nie zważając na moje marne próby ucieczki, nadal błądził rękoma po całym ciele.
-Puść ją w tej sekundzie- w uszach zabrzmiał mi spokojny, ale stanowczy męski głos. Kiedy mój oprawca odsunął się ode mnie, moje oczy ujrzały sylwetkę stojącą parę kroków od nas.
-Bo co? - zapytał z kpiną, na chwilę odrywając uwagę ode mnie, co postanowiłam wykorzystać. Podniosłam kurtkę z ziemi i założywszy ją na ramiona szybko schowałam się za plecami mężczyzny, który okazał się być moim wybawicielem.
-Ty szmato!- warknął i szybkim krokiem skierował się w moją stronę, przez co mój żołądek znowu się ścisnął, a serce zaczęło łomotać.
-Jeszcze jeden krok w jej stronę, a przysięgam, że pożałujesz- znowu zwrócił się do niego pewnym lecz już nie tak spokojnym tonem. Ten posłał mu jedynie drwiące spojrzenie i szedł dalej. Później wszystko działo się jak w filmie. Facet, który mnie napadł otrzymał konkretny cios w szczękę, na co nie zdążył zareagować i upadł na ziemie. Później kolejne uderzenia trafiały w jego brzuch i klatkę piersiową. Po chwili leżał bezwładnie na zimnej powierzchni, wydając z siebie ciche jęki. Zakryłam swoje usta dłońmi i pokręciłam głową na boki, czując łzy na nowo gromadzące się w moich oczach.
-Nie mów, że nie ostrzegałem- splunął w jego stronę, podnosząc się do pozycji pionowej. Tamten jakby teraz dopiero coś zauważył, bo jego oczy przypominały pięciozłotówki. Przyglądał się stojącej przed nim postaci, a na jego twarzy pojawił się strach? Nie myślę, że to złe słowo... Na jego twarzy malowało się wręcz przerażenie.  
-Ce-Cesc Fabregas?- wyjąkał powoli podnosząc się do góry i automatycznie stając w bezpiecznej odległości od faceta przed nim. Ten zaśmiał się kpiąco i z bezczelnym uśmieszkiem zatrzymał wzrok na drżącej sylwetce.
-We własnej osobie, gnoju- ostatnie słowo wysyczał i dało się w nim wyczuć jad- teraz spieprzaj stąd, zanim zrobię to, co właśnie chodzi mi po głowie.
Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać. Już po chwili, mężczyzna który na mnie napadł zniknął w osłonie nocy. Teoretycznie powinnam czuć ulgę i rzucić się na mojego wybawcę z podziękowaniami i propozycjami wynagrodzenia, tylko czemu nie byłam w stanie się ruszyć?
Odwrócił się na pięcie i podszedł do mnie. Widząc jego intensywny wzrok, wzdrygnęłam się i cofnęłam o parę kroków. Jego postać znalazła się teraz idealnie pod światłem latarni. Mimowolnie zaczęłam lustrować go wzrokiem z góry na dół. Czarne, krótkie włosy postawione na żelu, oczy otoczone gęstymi rzęsami i delikatny zarost- tak z pewnością był bardzo przystojny. Do tego czarne Air Forc`y oraz tego samego koloru, luźnie rurki i skórzana kurtka, która była rozpięta i ukazywała białą bluzkę z dekoltem w kształcie litery V. Całość, muszę przyznać, wyglądała bardzo dobrze, jednak dostrzegłam jedną rzecz, która mnie przeraziła. Spod jego bluzki wystawał włożony za pasek spodni pistolet! Czułam, że teraz moje oczy są wielkości pięciozłotówek. On widocznie musiał zauważyć to, że mu się przyglądam i że zauważyłam broń, bo szybko poprawił koszulkę i zwrócił się do mnie.
-Nic ci nie zrobił?- jego głos był chłodny i szorstki, co wywołało delikatne dreszcze na moim ciele.
-N-nie zdążył- zająknęłam się przypominając sobie, co on ma pod koszulką-dziękuję- dodałam i wbiłam wzrok w ziemię.
Zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, jak się zachować. Stałam tam jak idiotka, kopiąc butem w kamyczki znajdujące się pod nim. Bałam się podnieść wzrok i spojrzeć na mężczyznę stojącego przede mną. Kto wie, czy zaraz mnie nie zabije? Nie, to głupie, przecież on mnie uratował, więc czemu miałby mnie teraz zabić? Myśli w mojej głowie, urządziły sobie niezłe MMA*. Cisza panująca między nami, strasznie mi ciążyła i zdawała się trwać wieczność. W końcu on postanowił to przerwać.
-Mieszkasz tutaj, czy odwieźć cię do domu?- jego głos nadal był oschły i nieprzyjemny. Okej, wiem że przecież się nie znaliśmy, ale nie musiał być takim burakiem. Byłam mu wdzięczna za to, co zrobił, ale mimo to, miałam ochotę mu wygarnąć. Uspokoiłam swoje zamiary i starając się brzmieć normalnie, wydałam z siebie ciche westchnienie.
-Nie. Jestem samochodem- podniosłam na chwilę wzrok, ale zaraz uciekłam nim w bok, nie mogąc wytrzymać jego intensywnego spojrzenia. Czułam, jakby zaraz miał  mi wypalić dziurę w twarzy, co mnie trochę przeraziło.
-Powinnam już iść. Jeszcze raz dziękuję- powiedziałam z bladym uśmiechem i przechodząc obok niego, z pośpiechem udałam się do samochodu, nie dając mu możliwości odpowiedzi, chociaż szczerze wątpię, że taka by nastąpiła.
Dopiero, gdy zamknęłam za sobą drzwi i oparłam głowę o fotel, wszystkie emocje wypłynęły na wierzch. Dosłownie. Z moich oczu strumieniami spływały łzy, które kryły w sobie smutek, żal, przerażenie, ale też ulgę i szczęście, że, jak się okazało- Cesc, pojawił się w odpowiednim momencie. To tak jakby, dopiero teraz wszystkie te wydarzenia do mnie dotarły. Musiałam się uspokoić, bo już dawno powinnam być w domu. Mój ojciec zaraz wyśle za mną list gończy. Otarłam łzy i odpalając silnik ruszyłam w stronę domu.

____________________________________________________________________________
*MMA- sztuki walki (dla tych co nie wiedzą)
Pierwsze koty za płoty :D  Co myślicie ?

CZYTASZ=KOMENTUJESZ (baardzo mi zależy)

8 komentarzy:

  1. a ja to myślę, że ta fabuła i ogólnie początek są genialne. niby głównym bohaterem jest Fabregas z FC Barcelony, ale nie przeszkadza mi to. lubię go i mimo wszystko to, jak go wykreowałaś. no, no, zobaczymy co będzie dalej ^^
    co do Jezzy, no kurczę... współczuję jej. mam nadzieję, że do tego ślubu jednak nie dojdzie. no bez przesady, facet 30 lat i do tego wybrany przez jej ojca! to już nie te czasy, nie ta kultura.
    pierwsze spotkanie, normalnie OMG. z niecierpliwością czekam na to, jak rozwinie się ich znajomość! ;D
    tymczasem serdecznie zapraszam do zapoznania się z kolejnym rozdziałem mojego humorystycznego opowiadania o Realu Madryt http://te-quiero-para-siempre.blogspot.com/ pozdrawiam i życzę weny. ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. No no bardzo mi się spodobało :)
    Jest zupełnie inne niż wszystkie, które do tej pory przeczytałam.
    Podoba mi sie tu postać Cesca- bo nie jest jako piłkarz, ale jest tu postacią wyrazistą. Prowadzącą swoje "zbuntowane "życie:)
    Oby do tego ślubu nie doszło...a babcia Jezzy to cudowna kobieta :) a co do jej ojca, to jest irytujący. Ja rozumiem, że on wychowany w innej kulturze i wgl, no ale niech też nie przesadza, żeby wydawać swoją córkę za 30-latka...chociaż sam wyjechał do innego kraju za swoją miłością -_-

    Bardzo ciekawi mnie, jak dalej potoczy się znajomość Cesca i Jezzy :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej przeczytałam rozdział, zaproszona twoim komentarzem.
    Nie zawiodłam się. Bardzo podoba mi się początek tej historii. Jestem strasznie ciekawa w jakim kierunku poprowadzisz akcję tej opowieści.
    Dobrze że w odpowiednim momencie pojawił się ten chłopak, uratował przynajmniej dziewczynę.
    Mam nadzieję, że będą mieli okazję się jeszcze spotkać.
    Zastanawiam się także co stanie się z Amirem i z zaplanowanym ślubem.
    Nie zauważyłam też błędów, co jest dużym plusem dla Ciebie.
    Nie można jeszcze za dużo powiedzieć, bo jest to początek, jednak i tak dużo tu się działo.
    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    Kilulu
    P.S
    Zostawiłam komentarz w spamie, mam nadzieję, że zajrzysz do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Czekam na kolejną notkę! Kiedy będzie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam jak na razie twój pierwszy rozdział i szczerze powiem, bardzo mi się spodobało, to co piszesz. Jest w tym tyle emocji i uczuć ,że super się czyta.
    Na pewno doczytam pozostałe rozdziały :)
    Byłabym wdzięczna, gdybyś informowała mnie , gdy dodasz coś nowego . :D

    Zapraszam -----> http://zyciekociaczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Początek wciągający, więc lecę do następnych wpisów i zapraszam do mnie, jeśli będziesz miała czas i ochotę ;)

    OdpowiedzUsuń