4.02.2014

Chapter II .



Jazlyn
Obudził mnie irytujący dźwięk, który wydawał mój telefon. 6:30- pora wstawać. Dzisiaj rano mam zajęcia na uczelni, więc nie dane było mi leżeć w łóżku do południa. Już wczoraj wiedziałam, że ten dzień będzie męczarnią. Wykład, którego udzielili mi moi rodzice po tym, jak w nocy wróciłam do domu, do teraz dźwięczy mi w uszach. Wstałam z łóżka i poszedłszy do łazienki stanęłam przed lustrem. Mogłam się spodziewać, że nie będę wyglądała olśniewająco, ale nie sądziłam, że jest aż tak źle. Wzięłam szybki prysznic, po czym wysuszyłam włosy i założyłam wcześniej przygotowane ubranie. Cienie pod oczami zakryłam podkładem, a rzęsy podwinęłam tuszem. Można powiedzieć, że wtedy już przypominałam człowieka. Szkoda tylko, że nie ma takich kosmetyków, które poprawiłyby moje samopoczucie...
Schodząc na dół domyśliłam się, że wszyscy jeszcze śpią, bo kuchnia była pusta. Wzięłam z miski jabłko i wyszłam z domu.
***
-Hej, a co ty taka zamyślona?- z letargu wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki. Przystanęłam w miejscu i przywitałam się z nią buziakiem w policzek. Cath jak zwykle wyglądała świetnie. Założę się, że te ciuchy  wybierała godzinę, przez co prawie się spóźniła na zajęcia. Cała ona, zawsze do bólu perfekcyjna.
-Niee, wydaje ci się- ucięłam nie chcąc drążyć tematu. Niestety zapomniałam, że dziewczyna jest mistrzynią w odgadywaniu moich uczuć i tym razem też nic jej nie umknęło.
-Ah tak?- westchnęła -Jaz, wołałam za tobą chyba 5 razy, a ty nawet nie zareagowałaś. Co się stało?- czasami przerażało mnie to, że nic nie da się przed nią ukryć, ale chyba od tego są przyjaciele tak? Chwilę stałam zastanawiając się nad tym, czy wszystko jej powiedzieć, czy dalej iść w zaparte i udawać, że wszystko jest okej. Nie chodziło o to, że jej nie ufam, ale nie byłam pewna, że nie rozpłacze się na wspomnienie wczorajszych wydarzeń.
Westchnęłam cicho i opuściłam głowę na dół.
-Hm, niech zgadnę. Tatuś, cudowny Amir i wspaniały ślub?- jej słowa były przesiąknięte ironią. Zabawne, sama bym tego lepiej nie streściła.
-Taa, standardowy dzień z mojego życia... Ale to i tak dopiero połowa historii- pokręciłam głową, próbując odgonić od siebie obraz wczorajszych wydarzeń. Na samą myśl o tym, poczułam ukłucie w klatce piersiowej.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- spojrzała na mnie robiąc duże oczy, w których widać było lekki strach i niepewność.
-Opowiem ci później, bo za minutę zaczyna się nasz wykład, a jeżeli znów się spóźnimy, to pan Cabrera nas zabije- powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę w stronę sali. Nie chciałam ryzykować kolejnego spóźnienia, bo zawsze tak dziwnie się składa, że spóźniamy się na wykłady właśnie tego jednego profesora. Już kilka razy miałyśmy z nim nieprzyjemną rozmowę i teraz zawsze gdy tylko ma okazję, próbuje nas pogrążyć.

Cesc
-Wstawaj i w tej sekundzie masz zejść na dół !- ze snu wyrwał mnie krzyk, kogoś kto właśnie znajdował się w MOIM pokoju, w MOIM domu ! Do chuja pana, czy ja nigdy nie mogę mieć chwili odpoczynku?!
-Co się tak drzesz ? Popierdoliło cię ?!- powiedziałem zirytowany, nakładając poduszkę na twarz. Nikt o zdrowych zmysłach, nie powinien mnie budzić, kiedy wie, że w nocy wróciłem z imprezy. No, ale jak wszyscy wiemy, Marc do tych osób nie należy.
-Nie! To ciebie popierdoliło ! Jest już 13 człowieku! Poza tym jest problem, więc lepiej się ogarnij- ostatnie zdanie wymamrotał nieco ciszej, przez co dotarł do mnie fakt, że gdy usłyszę konkrety, to nie będę zadowolony- Czekamy na dole- dodał i trzasnął drzwiami.
Daje słowo, gdyby nie to, że jest moim najlepszym kumplem, dawno bym już go zabił. Zdenerwowany, niewyspany i skacowany wstałem z łóżka i drapiąc się po nagiej klatce piersiowej podszedłem do szafy po jakieś ciuchy. Standardowo wybór padł na dresy i jakąś koszulkę z nadrukiem.
-Witamy śpiącą królewnę- burknął pod nosem Diego, kiedy zszedłem ze schodów i usiadłem na kanapie w salonie.
-Zamknij się- rzuciłem mu ostre spojrzenie- co więc jest tak ważnego, że nie mogło poczekać, aż się obudzę?- zwróciłem się teraz do wszystkich z wyczuwalną nutą ironii. Nastąpiła cisza, która z pewnością nie wróżyła nic dobrego. Powoli zaczynałem się już denerwować, a oni doskonale wiedzą, że wtedy jestem bardzo nieprzyjemny. W końcu Marc zdecydował się przemówić.
-Transportu nie będzie- oznajmił nieco przyciszonym głosem. Pierwszą moją reakcją był śmiech, ale jak zobaczyłem, że oni nie żartują, krew w moich żyłach momentalnie zawrzała.
-Co to do kurwy znaczy, że transportu nie będzie ?!- wybuchłem zrywając się na proste nogi. Jak zwykle musiałem czekać, aż któryś z nich mi odpowie i jak zwykle tym kimś był Marc.
-Zadzwonili do nas, że na ciężarówkę, która przewoziła nasze części napadli. Nie zostało nic, a kierowca jest w szpitalu w ciężkim stanie- wyjaśnił i schował twarz w dłonie, opierając łokcie na kolanach.
-Kurwa, kurwa, kurwa !- krzyczałem krążąc po pokoju. W pewnym momencie nie wytrzymałem i wszystkie figurki ozdabiające półkę stojącą obok kominka, wylądowały na ziemi- To chyba jakiś pierdolony żart!
-Stary chciałbym, żeby to był żart, ale 20 minut temu zadzwonił Gerard i o wszystkim mnie poinformował.
-Kto to zrobił ? Wiecie ?- Byłem gotowy, żeby znaleźć tego frajera i pokazać mu, że ze mną się nie zadziera.
-Do lusterka ciężarówki przywiązana była niebieska bandana- nie musiał nic dodawać. Byłem pewien, że to ten sukinsyn. W sumie od razu mogłem się tego domyślić. Niebieska bandana oznaczała, że to sprawka Reys`ów, a ich przywódcą jest jeden z moich największych wrogów. Tak, mam ich wielu.
-Zabije gnoja... -warknąłem przez zęby.
-Stary spokojnie, trz..
-Co spokojnie! Za 4 dni są wyścigi, a my nie mamy części do naszych maszyn! Już raz pokazałem mu, dlaczego ludzie tutaj omijają mnie szerokim łukiem, ale najwidoczniej połamane żebra i obita twarz nie były wystarczającymi argumentami- wysyczałem i zagarniając paczkę papierosów ze stolika, wyszedłem na taras.
Wszystko we mnie wrzało. Miałem ochotę się na czymś wyżyć, ale od jakiegoś czasu starałem się kontrolować swoje wybuchy, co w takich sytuacjach nie było łatwe. Stanąłem w lekkim rozkroku, wkładając jedną rękę do kieszeni, odpaliłem papierosa i poczekałem, aż dym rozpłynie się po moich płucach. To zawsze mnie uspokajało- mniej lub bardziej. Nie mogłem uwierzyć w to, że ten idiota Javier znów pokrzyżuje moje plany. Mogłem się go pozbyć wtedy, kiedy miałem ku temu okazję. Ale jak to mówią- co się odwlecze, to nie uciecze. Jeszcze mu pokażę, co to znaczy zdenerwować Cesca Fabregasa. Teraz tylko muszę wymyślić, jak wygrać zawody z niekompletnym sprzętem...

Jazlyn
Zajęcia skończyłyśmy o 15 i zaraz po nich udałyśmy się do Starbucks`a na kawę i po to, abym na spokojnie mogła opowiedzieć Cath o tym, co wczoraj się wydarzyło.
 W czasie, kiedy czekałyśmy na swoje zamówienia zdążyłam jej streścić pierwszą część- czyli kłótnię z moimi rodzicami i moment, kiedy dotarłam do babci. Gdy chciałam przejść do najgorszego, przerwał nam kelner kładący na stolik nasze zamówienie.
-No i co było dalej?- ponagliła mnie Cath. Mówiłam dalej i mój głos w niektórych momentach delikatnie się załamywał, ale starałam sie to zwalczyć myślą, że przecież nic się w końcu nie stało. Z sekundy na sekundę, oczy mojej przyjaciółki coraz bardziej się powiększały.
-Jezus Maria Jaz, ale nic ci nie zrobił?- upewniała się spoglądając na mnie, jakby chciała wyczytać odpowiedź z moich myśli.
-Nie, no właśnie... bo... jakby no... - jąkałam się sama nie wiem czemu, przecież to co najgorsze już chyba powiedziałam. A może nie ?
-Na litość boską, mów!
-Okej, okej. Pomógł mi jakiś chłopak, nie znałam go. W każdym razie dość dotkliwie pobił tamtego, aż on uciekł...
-No i bardzo dobrze! Należało się mu !- wykrzyknęła wyrzucając ręce w górę. Musiałam ją trochę uciszyć, bo przez jej reakcję, patrzyło się na nas pół restauracji.
-Cath, to nie jest wszystko...- dodałam, a ona spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "Jaz w co ty się wpakowałaś"- kiedy tamten już sobie poszedł, zobaczyłam, że facet, który mi pomógł ma pod bluzką schowany pistolet- ostatni fragment powiedziałam niemalże na jednym wdechu.
-Co proszę?!- znowu oczy gości skierowały się w naszą stronę- wiesz chociaż jak on miał na imię?
-Nie powiedział mi, ale ten facet, który mnie napadł, nazwał go Cesc Fabregas- jeżeli myślałam, ze wtedy oczy Cath były duże, to teraz przypominały dwa spodki UFO. Nie wiele brakowało, żeby zakrztusiła się swoją kawą.
-Cesc Fabregas?- wyszeptała przybliżając swoją twarz do mojej- Jaz, czy ty wiesz kim on jest?
-Cholera, a wyglądam jakbym wiedziała?! Powiedz mi, bo teraz serio zaczynam się ciekawić.
-Pamiętasz, jak miesiąc temu pisałam artykuł na zaliczenie, o napadzie na jeden z magazynów na obrzeżach miasta?- skinęłam głową, dając jej do zrozumienia, że może kontynuować- Podejrzenia padły na Ballas`ów. Zorganizowaną grupę przestępczą czyli po prostu gang.
-Okej, ale co to ma ze sobą wspólnego?- westchnęłam zirytowana.
-Boże, nadal nie rozumiesz? Ten twój "bohater" jest ich przywódcą. Najgorszy z najgorszych. Nie mogli go przymknąć, bo nie mieli wystarczających dowodów na to, że to jego sprawka. Poza tym, raz już siedział, więc następnym razem trzymaj się od niego z dala- ostrzegła mnie i wróciła do picia swojej kawy.
Wpatrywałam się przez chwilę w pustą przestrzeń przede mną i przetwarzałam słowa, które właśnie zostały wypowiedziane przez moją przyjaciółkę. Wydawało mi się to trochę dziwne, bo kiedy go spotkałam nie wyglądał jak rasowy przestępca. Owszem ta broń mogła już o tym świadczyć, ale nie musiała. Ile osób w dzisiejszych czasach ma pozwolenie na broń? "O czym ty myślisz Jaz" skarciłam się w duchu i wróciłam na ziemię.
***
Około 18 wzięłam samochód i wstąpiwszy po drodze do sklepu, pojechałam do babci, aby zawieźć jej zakupy. Postanowiłam nie popełniać drugi raz tego błędu i zaparkowałam pod samą klatką. Było większe prawdopodobieństwo, że tym razem bezpiecznie dotrę z powrotem do samochodu. Chwyciwszy torby do ręki, zamknęłam samochód klikając guzik na pilocie i udałam się do mieszkania mojej babci. Ze względu na to, że wczoraj wróciłam zbyt późno, dzisiaj nie mogłam zostać na herbacie. Pomogłam rozpakować zakupy i za chwilę musiałam zbierać się do domu. Zanim jednak wyszłam, obiecałam babci, że znajdę dla niej trochę więcej czasu następnym razem.
Gdy moja ręka miała już otwierać drzwi do auta, usłyszałam jakieś głosy dobiegające zza rogu budynku. Jak zwykle moja ciekawość wygrała. Po cichu podeszłam, aby sprawdzić co tam się dzieje i po sekundzie tego pożałowałam. Zobaczyłam dwóch facetów, którzy się biją. Jeden z nich miał wyraźną przewagę, ale mimo to kilka razy oberwał. Kiedy kolejny cios wylądował na twarzy drugiego, słyszałam tylko łamiące się kości. To było okropne, wciągnęłam głośno powietrze. Zbyt głośno. Obaj w momencie popatrzyli w moją stronę i nie było możliwości, żeby nie zauważyli jaskrawej kurtki, którą miałam na sobie. "Cholera akurat dziś musiałam ją ubrać" pomyślałam i nie zastanawiając się dłużej, odwróciłam na pięcie i skierowałam w stronę auta. Miałam zamiar wsiąść do środka, ale ktoś chwycił mnie za łokieć.
-Przysięgam, że ja nic nie widziałam- zaczęłam panikować i jeszcze zanim spojrzałam na osobę stojącą za mną, próbowałam się wytłumaczyć. Zacisnęłam mocno powieki czekając na jego kolejny ruch.
-Jeszcze się nie nauczyłaś, że o tej porze okolica jest niebezpieczna?- zapytał puszczając moją rękę i wtedy dopiero odważyłam się spojrzeć w jego stronę. Stał przede mną-tak samo przystojny jak wczoraj- z rękami włożonymi do kieszeni spodni, które wisiały mu w kroku.
-T-to ty?- wyjąkałam czując dziwną ulgę, której czuć nie powinnam. Nie po tym co widziałam wczoraj, dzisiaj i już na pewno nie po słowach Cath. Cesc nic nie odpowiedział tylko stał dalej ze swoim dziwnym uśmieszkiem, którego nie potrafiłam zrozumieć. Zobaczyłam, że ma rozciętą wargę i łuk brwiowy, z którego leje się krew.
-Krwawisz. Trzeba coś z tym zrobić- wypaliłam otwierając drzwi i wyjmując spod siedzenia apteczkę. Fabregas parsknął śmiechem i pokiwał głową na boki.
-Nic mi nie będzie. Miewałem gorsze rany.
-Być może, ale jeżeli pójdziesz z zakrwawioną połową twarzy, to jakiś staruszek może paść na zawał, gdy cię zobaczy- posłałam mu sztuczny uśmiech. Niewiarygodne, stoję tu z nim może 30 sekund, a już mnie irytuje. Otworzyłam bagażnik i kazałam mu usiąść na skraju, tak żebym mogła przemyć jego ranę.
-Piękna i zabawna, no proszę- skwitował i zrobił to, o co prosiłam. Byłam pewna, że na moim policzku pojawił się soczysty rumieniec. Ratowałam się tylko tym, że jest ciemno i być może tego nie zauważy-więc... zdradzisz mi swoje imię, śliczna?- dodał patrząc prosto w moje oczy, co nie ukrywam wywołało dreszcze w moim ciele. Chwilę się zastanawiałam, ale ostatecznie stwierdziłam, że to chyba nie jest żadną tajemnicą.
-Jazlyn- odparłam siląc się na obojętność. Nie chciałam, aby wyczuł w moim głosie ani grama emocji, które teraz mogły być bardzo zdradliwe.
Po 20 minutach, na jego łuku brwiowym widniał niewielki plaster. Połowę tego czasu zajęło mi przekonywanie go do tego, że jeżeli nie zakleję rany, to znowu zacznie się z niej lać krew. On jednak uważał, że -uwaga cytat: "będę wyglądał jak cipa". Ten człowiek jest niemożliwy. I to absolutnie nie jest komplement.
-Skończyłam- oznajmiłam chowając wszystko do apteczki i poszłam ją schować na miejsce. Nagle uderzyły mnie słowa mojej przyjaciółki "raz już siedział", "trzymaj się z dala". No, ale przecież mi nic nie zrobił i nie wygląda tak jakby chciał to zmienić. Zerknęłam na zegarek i stwierdziłam, że za 15 minut muszę być w domu, inaczej... oh, wolę nawet nie myśleć...
-Godzina policyjna?- wzdrygnęłam się słysząc jego głos dobiegający zza moich pleców. Stanęłam teraz z nim twarzą w twarz i zobaczyłam, że ma cholernie ładne oczy. Jak basen z czekoladą, w którym mogłabym pływać całe życie. "o czym ty myślisz?!" krzyczał jakiś głos z tyłu mojej głowy.
-Pf, oczywiście, że nie- prychnęłam starając się brzmieć przekonująco. Poszłam do tyłu, aby zamknąć bagażnik.
-A może jednak?- znów stał przede mną z bezczelnym uśmieszkiem.
-Powiedziałam już, że nie.
-W takim razie, zabieram cię na imprezę- wypalił. Na początku myślałam, że żartuje, ale jak na niego spojrzałam uświadomiłam sobie, że nie.
-Nie!- krzyknęłam poirytowana. Co on sobie myślał ?
-Wooah, spokojnie księżniczko- mrugnął do mnie, pewny siebie- chciałem ci po prostu wyświadczyć przysługę i pokazać co to znaczy dobrze się bawić.
-Po pierwsze, nie mów do mnie księżniczko, a po drugie, czyżbyś sugerował, że tego nie wiem?- zapytałam unosząc brwi do góry. Co za bezczelny typ !
-Kochanie, ja nie sugeruję, ja stwierdzam fakty- nadal stał niewzruszony, z rękami włożonymi do jeansów.
-W takim razie, zapisz mi adres i zobaczymy się na miejscu, kochanie- Widziałam, ze się zdziwił moją nagłą zmianą, ale później znów przybrał minę "i tak wszyscy wiedzą, że jestem najlepszy" i wyciągając kartkę i długopis z mojego samochodu, zapisał adres. Popatrzyłam na to, a później na niego- będę z przyjaciółką- dodałam twardym głosem.
-Tak, a myślałem, że z mamą- zakpił i zaczął się oddalać- tylko ubierz coś seksownego i możliwie krótkiego, księżniczko!- zawołał zanim całkowicie zniknął z pola widzenia.
-Dupek- burknęłam pod nosem.  

_________________________________________________________________________
Mamy dwójeczkę ! Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem ! Mam nadzieję, że z czasem bedzie ich więcej ;)

Teraz sprawy organizacyjne:
1. Zapraszam do odwiedzenia bloga dziewczyny, która wykonała mój szablon Run Back To Your Arms
2. Jeżeli sami prowadzicie blogi, to zachęcam do zostawiania linków w zakładce SPAM, bądź też w zakładce "Wasze blogi", gdzie zrobię listę polecanych, oczywiście w zamian za małą reklamę na waszych stronach. No co ? Nie ma nic za darmo ! :)
3. Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to zapisujcie się TYLKO I WYŁĄCZNIE w zakładce INFORMOWANI !  

11 komentarzy:

  1. No coś wspaniałego *-*
    Ja chce więcej...To tak bardzo wciąga :)
    Cesc i jego furia xD taki twardziel awwww *_* rozwalił mnie ten tekst "będę wyglądał jak cipa" no leże hahahahahaha :D epickie :D
    No i ciekawe, jak potoczy się ta cała impreza. Sądzę, że Cath nie będzie zbyt zadowolona z tego i Jaz dostanie opieprz już nie myśląc o tym, co będzie jak jej rodzice się o tym dowiedzą :o
    Pisz szybko coś nowego, już nie mogę się doczekać !
    Pozdrawiam, buziaki :*
    Życzę weny ! <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Poza tym uwielbiam Fabregasa! :) Interesująco przedstawiłaś go. Będę tutaj zaglądała.
    Pozdrawiam,
    http://the-way-back-into-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabregas jako lider gangu- fajowe! I do tego taki niegrzeczny twardziel! My kobiety lubimy takich najbardziej :P
    Czuję, że w następnym rozdziale będzie się działo ciekawie, kiedy Cesc będzie pokazywał Jaz jak się dobrze bawić :) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Podoba mi się to ze znow sie spotkali. On nie jest taki zły, przynajmniej taki sie nie wydaje.
    Jestem ciekawa co z tymi czesciami samochodu i co bedzie na tej imprezie.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń
  5. Heej!
    Jej, nie wiem od czego zacząć... Już wcześniej wpadłam na Twojego bloga, ale od razu stwierdziłam, że jego tematyką jest piłka nożna. Zniechęciło mnie to, bo nie za bardzo przepadam za tym sportem, więc zrezygnowałam z czytania. Ale potem wyszło jakoś tak, że znowu tu wpadłam i tym razem przeczytałam fabułę opowiadania. Stwierdziłam, że zostawię je na później, że przeczytam w wolnym czasie. Ale teraz, kiedy zostawiłaś komentarz pod moim ostatnim rozdziałem na blogu o Kim, zrobiło mi się tak miło, że stwierdziłam, że muszę się jakoś odwdzięczyć i wzięłam się dziś za rozdziały.
    TO JEST ŚWIETNE! Przysięgam, że tak mi się spodobało, że aż jestem w szoku :D Twój styl pisania jest świetny, chciałabym umieć tak ładnie pisać :) Podoba mi się jak przedstawiasz postać Cesca. I w ogóle nawet jak opisujesz jego styl ubierania się xD Jak przeczytałam o air force to banan na twarzy, a to dlatego, że jestem fanatyczką takich sportowych butów :D Chcę uzbierać swoją dużą kolekcję xD Te opowiadanie dla mnie to takie trochę połączenie filmów 3 metry nad niebem i Szybkich i wściekłych z tymi wyścigami i gangiem. To dopiero drugi rozdział, a historia wkręciła mnie na maxa :) Dlatego dodam ją do zakładki ulubione blogi na moim drugim blogu: http://maybe-we-can-save-each-other.blogspot.com/
    Dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy u mnie i życzę dużo weny! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wierzysz w miłość?
    Stwierdzam, że na starcie jesteś już na przegranej pozycji kotek.
    Żeby kłamać trzeba mieć TEN talent.
    http://prawda-klamstwo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Gang Ballasów - pierwsze skojarzenie San Andreas :D
    Przepraszam, że komentuję dopiero teraz ale natłok nauki mnie przerasta.
    Zapowiada się bardzo interesująco. Fabregas jako niegrzeczny chłopiec mi się podoba, nawet bardzo. Wiadomo, że większość z nas ma słabość do dupków :D
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  8. To co piszesz przyprawia o gęsią skórkę. Chciałabym mieć taki talent.
    Zastanawia mnie jeden fakt. Czy tylko ja nie umiem znaleźć czegoś w czym jestem dobra ?
    Trudno będę dalej próbować a ty skup się na tym niesamowitym opowiadaniu <3
    http://aedirn-magic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Początkowo postać Jazlyn nie przypadła mi do gustu. Dziewczyna zdawała mi się nudna, przeciętna, zwyczajna. Po prostu nie przykuwała uwagi. Końcówką jednak mi zaimponowała. Mimo, że jej zachowanie jest irracjonalne i nieodpowiedzialne - podoba mi się! Jest odważna. Mało która dziewczyna zdecydowałaby się pójść na imprezę z niedawno poznanym przywódcą gangu. Podziwiam i zazdroszczę ^^ Dała się sprowokować, jednak udało jej się przejąć pałeczkę. Nie jest pod wpływem chłopaka, a jednocześnie weszła w jego grę :)
    Co do Cest'a - KOCHAM GO!
    Totalny dupek, ale mam do takich słabość. Zwłaszcza w opowiadaniach. Groźny, niebezpieczny, a przez to tak intrygujący :) Aż żal pomyśleć, co zrobi przywódcy Reys'ów. Ciekawi mnie, dlaczego pomaga obcej dziewczynie... A jego bezczelność na końcu po prostu sprawia, że cieszę się jak głupia :)
    Pozdrawiam serdecznie!
    non-clamabit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. wow :) świetne opowiadanie :)
    może Cesc nie jest taki zły jak się innym wydaję :)
    nie mogę doczekać się kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Już kocham to opowiadanie! Piszesz genialnie :D Aż pozazdrościć...
    Nie interesuję się piłką nożną, ale w ogóle nie przeszkadza mi to w czytaniu ;) Intryguje mnie postać Cest'a. Uwielbiam chłopaków, którzy są tak pewni siebie :)

    OdpowiedzUsuń