Jazlyn
Obudził mnie
irytujący dźwięk, który wydawał mój telefon. 6:30- pora wstawać. Dzisiaj rano
mam zajęcia na uczelni, więc nie dane było mi leżeć w łóżku do południa. Już
wczoraj wiedziałam, że ten dzień będzie męczarnią. Wykład, którego udzielili mi
moi rodzice po tym, jak w nocy wróciłam do domu, do teraz dźwięczy mi w uszach.
Wstałam z łóżka i poszedłszy do łazienki stanęłam przed lustrem. Mogłam się
spodziewać, że nie będę wyglądała olśniewająco, ale nie sądziłam, że jest aż
tak źle. Wzięłam szybki prysznic, po czym wysuszyłam włosy i założyłam
wcześniej przygotowane ubranie. Cienie pod oczami zakryłam podkładem, a rzęsy
podwinęłam tuszem. Można powiedzieć, że wtedy już przypominałam człowieka.
Szkoda tylko, że nie ma takich kosmetyków, które poprawiłyby moje
samopoczucie...
Schodząc na
dół domyśliłam się, że wszyscy jeszcze śpią, bo kuchnia była pusta. Wzięłam z
miski jabłko i wyszłam z domu.
***
-Hej, a co
ty taka zamyślona?- z letargu wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki. Przystanęłam
w miejscu i przywitałam się z nią buziakiem w policzek. Cath jak zwykle
wyglądała świetnie. Założę się, że te ciuchy
wybierała godzinę, przez co prawie się spóźniła na zajęcia. Cała ona,
zawsze do bólu perfekcyjna.
-Niee,
wydaje ci się- ucięłam nie chcąc drążyć tematu. Niestety zapomniałam, że
dziewczyna jest mistrzynią w odgadywaniu moich uczuć i tym razem też nic jej
nie umknęło.
-Ah tak?-
westchnęła -Jaz, wołałam za tobą chyba 5 razy, a ty nawet nie zareagowałaś. Co
się stało?- czasami przerażało mnie to, że nic nie da się przed nią ukryć, ale
chyba od tego są przyjaciele tak? Chwilę stałam zastanawiając się nad tym, czy
wszystko jej powiedzieć, czy dalej iść w zaparte i udawać, że wszystko jest
okej. Nie chodziło o to, że jej nie ufam, ale nie byłam pewna, że nie rozpłacze
się na wspomnienie wczorajszych wydarzeń.
Westchnęłam
cicho i opuściłam głowę na dół.
-Hm, niech
zgadnę. Tatuś, cudowny Amir i wspaniały ślub?- jej słowa były przesiąknięte
ironią. Zabawne, sama bym tego lepiej nie streściła.
-Taa, standardowy
dzień z mojego życia... Ale to i tak dopiero połowa historii- pokręciłam głową,
próbując odgonić od siebie obraz wczorajszych wydarzeń. Na samą myśl o tym,
poczułam ukłucie w klatce piersiowej.
-Co chcesz
przez to powiedzieć?- spojrzała na mnie robiąc duże oczy, w których widać było
lekki strach i niepewność.
-Opowiem ci
później, bo za minutę zaczyna się nasz wykład, a jeżeli znów się spóźnimy, to
pan Cabrera nas zabije- powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę w stronę sali.
Nie chciałam ryzykować kolejnego spóźnienia, bo zawsze tak dziwnie się składa,
że spóźniamy się na wykłady właśnie tego jednego profesora. Już kilka razy
miałyśmy z nim nieprzyjemną rozmowę i teraz zawsze gdy tylko ma okazję, próbuje
nas pogrążyć.
Cesc
-Wstawaj i w
tej sekundzie masz zejść na dół !- ze snu wyrwał mnie krzyk, kogoś kto właśnie znajdował
się w MOIM pokoju, w MOIM domu ! Do chuja pana, czy ja nigdy nie mogę mieć
chwili odpoczynku?!
-Co się tak
drzesz ? Popierdoliło cię ?!- powiedziałem zirytowany, nakładając poduszkę na
twarz. Nikt o zdrowych zmysłach, nie powinien mnie budzić, kiedy wie, że w nocy
wróciłem z imprezy. No, ale jak wszyscy wiemy, Marc do tych osób nie należy.
-Nie! To
ciebie popierdoliło ! Jest już 13 człowieku! Poza tym jest problem, więc lepiej
się ogarnij- ostatnie zdanie wymamrotał nieco ciszej, przez co dotarł do mnie
fakt, że gdy usłyszę konkrety, to nie będę zadowolony- Czekamy na dole- dodał i
trzasnął drzwiami.
Daje słowo,
gdyby nie to, że jest moim najlepszym kumplem, dawno bym już go zabił.
Zdenerwowany, niewyspany i skacowany wstałem z łóżka i drapiąc się po nagiej
klatce piersiowej podszedłem do szafy po jakieś ciuchy. Standardowo wybór padł
na dresy i jakąś koszulkę z nadrukiem.
-Witamy
śpiącą królewnę- burknął pod nosem Diego, kiedy zszedłem ze schodów i usiadłem
na kanapie w salonie.
-Zamknij
się- rzuciłem mu ostre spojrzenie- co więc jest tak ważnego, że nie mogło
poczekać, aż się obudzę?- zwróciłem się teraz do wszystkich z wyczuwalną nutą
ironii. Nastąpiła cisza, która z pewnością nie wróżyła nic dobrego. Powoli
zaczynałem się już denerwować, a oni doskonale wiedzą, że wtedy jestem bardzo
nieprzyjemny. W końcu Marc zdecydował się przemówić.
-Transportu
nie będzie- oznajmił nieco przyciszonym głosem. Pierwszą moją reakcją był
śmiech, ale jak zobaczyłem, że oni nie żartują, krew w moich żyłach momentalnie
zawrzała.
-Co to do
kurwy znaczy, że transportu nie będzie ?!- wybuchłem zrywając się na proste
nogi. Jak zwykle musiałem czekać, aż któryś z nich mi odpowie i jak zwykle tym
kimś był Marc.
-Zadzwonili
do nas, że na ciężarówkę, która przewoziła nasze części napadli. Nie zostało
nic, a kierowca jest w szpitalu w ciężkim stanie- wyjaśnił i schował twarz w
dłonie, opierając łokcie na kolanach.
-Kurwa,
kurwa, kurwa !- krzyczałem krążąc po pokoju. W pewnym momencie nie wytrzymałem
i wszystkie figurki ozdabiające półkę stojącą obok kominka, wylądowały na
ziemi- To chyba jakiś pierdolony żart!
-Stary
chciałbym, żeby to był żart, ale 20 minut temu zadzwonił Gerard i o wszystkim
mnie poinformował.
-Kto to
zrobił ? Wiecie ?- Byłem gotowy, żeby znaleźć tego frajera i pokazać mu, że ze
mną się nie zadziera.
-Do lusterka
ciężarówki przywiązana była niebieska bandana- nie musiał nic dodawać. Byłem
pewien, że to ten sukinsyn. W sumie od razu mogłem się tego domyślić. Niebieska
bandana oznaczała, że to sprawka Reys`ów, a ich przywódcą jest jeden z moich
największych wrogów. Tak, mam ich wielu.
-Zabije
gnoja... -warknąłem przez zęby.
-Stary
spokojnie, trz..
-Co
spokojnie! Za 4 dni są wyścigi, a my nie mamy części do naszych maszyn! Już raz
pokazałem mu, dlaczego ludzie tutaj omijają mnie szerokim łukiem, ale
najwidoczniej połamane żebra i obita twarz nie były wystarczającymi
argumentami- wysyczałem i zagarniając paczkę papierosów ze stolika, wyszedłem
na taras.
Wszystko we
mnie wrzało. Miałem ochotę się na czymś wyżyć, ale od jakiegoś czasu starałem
się kontrolować swoje wybuchy, co w takich sytuacjach nie było łatwe. Stanąłem
w lekkim rozkroku, wkładając jedną rękę do kieszeni, odpaliłem papierosa i
poczekałem, aż dym rozpłynie się po moich płucach. To zawsze mnie uspokajało-
mniej lub bardziej. Nie mogłem uwierzyć w to, że ten idiota Javier znów
pokrzyżuje moje plany. Mogłem się go pozbyć wtedy, kiedy miałem ku temu okazję.
Ale jak to mówią- co się odwlecze, to nie uciecze. Jeszcze mu pokażę, co to
znaczy zdenerwować Cesca Fabregasa. Teraz tylko muszę wymyślić, jak wygrać
zawody z niekompletnym sprzętem...
Jazlyn
Zajęcia
skończyłyśmy o 15 i zaraz po nich udałyśmy się do Starbucks`a na kawę i po to,
abym na spokojnie mogła opowiedzieć Cath o tym, co wczoraj się wydarzyło.
W czasie, kiedy czekałyśmy na swoje zamówienia
zdążyłam jej streścić pierwszą część- czyli kłótnię z moimi rodzicami i moment,
kiedy dotarłam do babci. Gdy chciałam przejść do najgorszego, przerwał nam
kelner kładący na stolik nasze zamówienie.
-No i co
było dalej?- ponagliła mnie Cath. Mówiłam dalej i mój głos w niektórych
momentach delikatnie się załamywał, ale starałam sie to zwalczyć myślą, że
przecież nic się w końcu nie stało. Z sekundy na sekundę, oczy mojej
przyjaciółki coraz bardziej się powiększały.
-Jezus Maria
Jaz, ale nic ci nie zrobił?- upewniała się spoglądając na mnie, jakby chciała
wyczytać odpowiedź z moich myśli.
-Nie, no
właśnie... bo... jakby no... - jąkałam się sama nie wiem czemu, przecież to co
najgorsze już chyba powiedziałam. A może nie ?
-Na litość
boską, mów!
-Okej, okej.
Pomógł mi jakiś chłopak, nie znałam go. W każdym razie dość dotkliwie pobił
tamtego, aż on uciekł...
-No i bardzo
dobrze! Należało się mu !- wykrzyknęła wyrzucając ręce w górę. Musiałam ją
trochę uciszyć, bo przez jej reakcję, patrzyło się na nas pół restauracji.
-Cath, to
nie jest wszystko...- dodałam, a ona spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym
"Jaz w co ty się wpakowałaś"- kiedy tamten już sobie poszedł,
zobaczyłam, że facet, który mi pomógł ma pod bluzką schowany pistolet- ostatni
fragment powiedziałam niemalże na jednym wdechu.
-Co
proszę?!- znowu oczy gości skierowały się w naszą stronę- wiesz chociaż jak on
miał na imię?
-Nie
powiedział mi, ale ten facet, który mnie napadł, nazwał go Cesc Fabregas-
jeżeli myślałam, ze wtedy oczy Cath były duże, to teraz przypominały dwa spodki
UFO. Nie wiele brakowało, żeby zakrztusiła się swoją kawą.
-Cesc
Fabregas?- wyszeptała przybliżając swoją twarz do mojej- Jaz, czy ty wiesz kim
on jest?
-Cholera, a
wyglądam jakbym wiedziała?! Powiedz mi, bo teraz serio zaczynam się ciekawić.
-Pamiętasz,
jak miesiąc temu pisałam artykuł na zaliczenie, o napadzie na jeden z magazynów
na obrzeżach miasta?- skinęłam głową, dając jej do zrozumienia, że może
kontynuować- Podejrzenia padły na Ballas`ów. Zorganizowaną grupę przestępczą
czyli po prostu gang.
-Okej, ale
co to ma ze sobą wspólnego?- westchnęłam zirytowana.
-Boże, nadal
nie rozumiesz? Ten twój "bohater" jest ich przywódcą. Najgorszy z
najgorszych. Nie mogli go przymknąć, bo nie mieli wystarczających dowodów na
to, że to jego sprawka. Poza tym, raz już siedział, więc następnym razem
trzymaj się od niego z dala- ostrzegła mnie i wróciła do picia swojej kawy.
Wpatrywałam
się przez chwilę w pustą przestrzeń przede mną i przetwarzałam słowa, które
właśnie zostały wypowiedziane przez moją przyjaciółkę. Wydawało mi się to
trochę dziwne, bo kiedy go spotkałam nie wyglądał jak rasowy przestępca. Owszem
ta broń mogła już o tym świadczyć, ale nie musiała. Ile osób w dzisiejszych
czasach ma pozwolenie na broń? "O czym ty myślisz Jaz" skarciłam się
w duchu i wróciłam na ziemię.
***
Około 18
wzięłam samochód i wstąpiwszy po drodze do sklepu, pojechałam do babci, aby
zawieźć jej zakupy. Postanowiłam nie popełniać drugi raz tego błędu i
zaparkowałam pod samą klatką. Było większe prawdopodobieństwo, że tym razem
bezpiecznie dotrę z powrotem do samochodu. Chwyciwszy torby do ręki, zamknęłam
samochód klikając guzik na pilocie i udałam się do mieszkania mojej babci. Ze
względu na to, że wczoraj wróciłam zbyt późno, dzisiaj nie mogłam zostać na
herbacie. Pomogłam rozpakować zakupy i za chwilę musiałam zbierać się do domu.
Zanim jednak wyszłam, obiecałam babci, że znajdę dla niej trochę więcej czasu
następnym razem.
Gdy moja
ręka miała już otwierać drzwi do auta, usłyszałam jakieś głosy dobiegające zza
rogu budynku. Jak zwykle moja ciekawość wygrała. Po cichu podeszłam, aby
sprawdzić co tam się dzieje i po sekundzie tego pożałowałam. Zobaczyłam dwóch
facetów, którzy się biją. Jeden z nich miał wyraźną przewagę, ale mimo to kilka
razy oberwał. Kiedy kolejny cios wylądował na twarzy drugiego, słyszałam tylko
łamiące się kości. To było okropne, wciągnęłam głośno powietrze. Zbyt głośno. Obaj
w momencie popatrzyli w moją stronę i nie było możliwości, żeby nie zauważyli
jaskrawej kurtki, którą miałam na sobie. "Cholera akurat dziś musiałam ją
ubrać" pomyślałam i nie zastanawiając się dłużej, odwróciłam na pięcie i
skierowałam w stronę auta. Miałam zamiar wsiąść do środka, ale ktoś chwycił
mnie za łokieć.
-Przysięgam,
że ja nic nie widziałam- zaczęłam panikować i jeszcze zanim spojrzałam na osobę
stojącą za mną, próbowałam się wytłumaczyć. Zacisnęłam mocno powieki czekając
na jego kolejny ruch.
-Jeszcze się
nie nauczyłaś, że o tej porze okolica jest niebezpieczna?- zapytał puszczając
moją rękę i wtedy dopiero odważyłam się spojrzeć w jego stronę. Stał przede
mną-tak samo przystojny jak wczoraj- z rękami włożonymi do kieszeni spodni,
które wisiały mu w kroku.
-T-to ty?-
wyjąkałam czując dziwną ulgę, której czuć nie powinnam. Nie po tym co widziałam
wczoraj, dzisiaj i już na pewno nie po słowach Cath. Cesc nic nie odpowiedział
tylko stał dalej ze swoim dziwnym uśmieszkiem, którego nie potrafiłam zrozumieć.
Zobaczyłam, że ma rozciętą wargę i łuk brwiowy, z którego leje się krew.
-Krwawisz.
Trzeba coś z tym zrobić- wypaliłam otwierając drzwi i wyjmując spod siedzenia
apteczkę. Fabregas parsknął śmiechem i pokiwał głową na boki.
-Nic mi nie
będzie. Miewałem gorsze rany.
-Być może,
ale jeżeli pójdziesz z zakrwawioną połową twarzy, to jakiś staruszek może paść
na zawał, gdy cię zobaczy- posłałam mu sztuczny uśmiech. Niewiarygodne, stoję
tu z nim może 30 sekund, a już mnie irytuje. Otworzyłam bagażnik i kazałam mu
usiąść na skraju, tak żebym mogła przemyć jego ranę.
-Piękna i
zabawna, no proszę- skwitował i zrobił to, o co prosiłam. Byłam pewna, że na
moim policzku pojawił się soczysty rumieniec. Ratowałam się tylko tym, że jest
ciemno i być może tego nie zauważy-więc... zdradzisz mi swoje imię, śliczna?-
dodał patrząc prosto w moje oczy, co nie ukrywam wywołało dreszcze w moim
ciele. Chwilę się zastanawiałam, ale ostatecznie stwierdziłam, że to chyba nie
jest żadną tajemnicą.
-Jazlyn-
odparłam siląc się na obojętność. Nie chciałam, aby wyczuł w moim głosie ani
grama emocji, które teraz mogły być bardzo zdradliwe.
Po 20
minutach, na jego łuku brwiowym widniał niewielki plaster. Połowę tego czasu
zajęło mi przekonywanie go do tego, że jeżeli nie zakleję rany, to znowu
zacznie się z niej lać krew. On jednak uważał, że -uwaga cytat: "będę
wyglądał jak cipa". Ten człowiek jest niemożliwy. I to absolutnie nie jest
komplement.
-Skończyłam-
oznajmiłam chowając wszystko do apteczki i poszłam ją schować na miejsce. Nagle
uderzyły mnie słowa mojej przyjaciółki "raz już siedział",
"trzymaj się z dala". No, ale przecież mi nic nie zrobił i nie
wygląda tak jakby chciał to zmienić. Zerknęłam na zegarek i stwierdziłam, że za
15 minut muszę być w domu, inaczej... oh, wolę nawet nie myśleć...
-Godzina
policyjna?- wzdrygnęłam się słysząc jego głos dobiegający zza moich pleców.
Stanęłam teraz z nim twarzą w twarz i zobaczyłam, że ma cholernie ładne oczy.
Jak basen z czekoladą, w którym mogłabym pływać całe życie. "o czym ty myślisz?!"
krzyczał jakiś głos z tyłu mojej głowy.
-Pf,
oczywiście, że nie- prychnęłam starając się brzmieć przekonująco. Poszłam do
tyłu, aby zamknąć bagażnik.
-A może
jednak?- znów stał przede mną z bezczelnym uśmieszkiem.
-Powiedziałam
już, że nie.
-W takim
razie, zabieram cię na imprezę- wypalił. Na początku myślałam, że żartuje, ale
jak na niego spojrzałam uświadomiłam sobie, że nie.
-Nie!-
krzyknęłam poirytowana. Co on sobie myślał ?
-Wooah, spokojnie
księżniczko- mrugnął do mnie, pewny siebie- chciałem ci po prostu wyświadczyć
przysługę i pokazać co to znaczy dobrze się bawić.
-Po
pierwsze, nie mów do mnie księżniczko, a po drugie, czyżbyś sugerował, że tego
nie wiem?- zapytałam unosząc brwi do góry. Co za bezczelny typ !
-Kochanie,
ja nie sugeruję, ja stwierdzam fakty- nadal stał niewzruszony, z rękami
włożonymi do jeansów.
-W takim
razie, zapisz mi adres i zobaczymy się na miejscu, kochanie- Widziałam, ze się
zdziwił moją nagłą zmianą, ale później znów przybrał minę "i tak wszyscy
wiedzą, że jestem najlepszy" i wyciągając kartkę i długopis z mojego
samochodu, zapisał adres. Popatrzyłam na to, a później na niego- będę z
przyjaciółką- dodałam twardym głosem.
-Tak, a
myślałem, że z mamą- zakpił i zaczął się oddalać- tylko ubierz coś seksownego i
możliwie krótkiego, księżniczko!- zawołał zanim całkowicie zniknął z pola
widzenia.
-Dupek-
burknęłam pod nosem.
_________________________________________________________________________
Mamy dwójeczkę ! Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem ! Mam nadzieję, że z czasem bedzie ich więcej ;)
Teraz sprawy organizacyjne:
1. Zapraszam do odwiedzenia bloga dziewczyny, która wykonała mój szablon Run Back To Your Arms
2. Jeżeli sami prowadzicie blogi, to zachęcam do zostawiania linków w zakładce SPAM, bądź też w zakładce "Wasze blogi", gdzie zrobię listę polecanych, oczywiście w zamian za małą reklamę na waszych stronach. No co ? Nie ma nic za darmo ! :)
3. Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to zapisujcie się TYLKO I WYŁĄCZNIE w zakładce INFORMOWANI !
No coś wspaniałego *-*
OdpowiedzUsuńJa chce więcej...To tak bardzo wciąga :)
Cesc i jego furia xD taki twardziel awwww *_* rozwalił mnie ten tekst "będę wyglądał jak cipa" no leże hahahahahaha :D epickie :D
No i ciekawe, jak potoczy się ta cała impreza. Sądzę, że Cath nie będzie zbyt zadowolona z tego i Jaz dostanie opieprz już nie myśląc o tym, co będzie jak jej rodzice się o tym dowiedzą :o
Pisz szybko coś nowego, już nie mogę się doczekać !
Pozdrawiam, buziaki :*
Życzę weny ! <33
Bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Poza tym uwielbiam Fabregasa! :) Interesująco przedstawiłaś go. Będę tutaj zaglądała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://the-way-back-into-love.blogspot.com/
Fabregas jako lider gangu- fajowe! I do tego taki niegrzeczny twardziel! My kobiety lubimy takich najbardziej :P
OdpowiedzUsuńCzuję, że w następnym rozdziale będzie się działo ciekawie, kiedy Cesc będzie pokazywał Jaz jak się dobrze bawić :) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
Pozdrawiam!
Super rozdział. Podoba mi się to ze znow sie spotkali. On nie jest taki zły, przynajmniej taki sie nie wydaje.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co z tymi czesciami samochodu i co bedzie na tej imprezie.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam
Kilulu
Heej!
OdpowiedzUsuńJej, nie wiem od czego zacząć... Już wcześniej wpadłam na Twojego bloga, ale od razu stwierdziłam, że jego tematyką jest piłka nożna. Zniechęciło mnie to, bo nie za bardzo przepadam za tym sportem, więc zrezygnowałam z czytania. Ale potem wyszło jakoś tak, że znowu tu wpadłam i tym razem przeczytałam fabułę opowiadania. Stwierdziłam, że zostawię je na później, że przeczytam w wolnym czasie. Ale teraz, kiedy zostawiłaś komentarz pod moim ostatnim rozdziałem na blogu o Kim, zrobiło mi się tak miło, że stwierdziłam, że muszę się jakoś odwdzięczyć i wzięłam się dziś za rozdziały.
TO JEST ŚWIETNE! Przysięgam, że tak mi się spodobało, że aż jestem w szoku :D Twój styl pisania jest świetny, chciałabym umieć tak ładnie pisać :) Podoba mi się jak przedstawiasz postać Cesca. I w ogóle nawet jak opisujesz jego styl ubierania się xD Jak przeczytałam o air force to banan na twarzy, a to dlatego, że jestem fanatyczką takich sportowych butów :D Chcę uzbierać swoją dużą kolekcję xD Te opowiadanie dla mnie to takie trochę połączenie filmów 3 metry nad niebem i Szybkich i wściekłych z tymi wyścigami i gangiem. To dopiero drugi rozdział, a historia wkręciła mnie na maxa :) Dlatego dodam ją do zakładki ulubione blogi na moim drugim blogu: http://maybe-we-can-save-each-other.blogspot.com/
Dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy u mnie i życzę dużo weny! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
Wierzysz w miłość?
OdpowiedzUsuńStwierdzam, że na starcie jesteś już na przegranej pozycji kotek.
Żeby kłamać trzeba mieć TEN talent.
http://prawda-klamstwo.blogspot.com/
Gang Ballasów - pierwsze skojarzenie San Andreas :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz ale natłok nauki mnie przerasta.
Zapowiada się bardzo interesująco. Fabregas jako niegrzeczny chłopiec mi się podoba, nawet bardzo. Wiadomo, że większość z nas ma słabość do dupków :D
Czekam na kolejny!
To co piszesz przyprawia o gęsią skórkę. Chciałabym mieć taki talent.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jeden fakt. Czy tylko ja nie umiem znaleźć czegoś w czym jestem dobra ?
Trudno będę dalej próbować a ty skup się na tym niesamowitym opowiadaniu <3
http://aedirn-magic.blogspot.com
Początkowo postać Jazlyn nie przypadła mi do gustu. Dziewczyna zdawała mi się nudna, przeciętna, zwyczajna. Po prostu nie przykuwała uwagi. Końcówką jednak mi zaimponowała. Mimo, że jej zachowanie jest irracjonalne i nieodpowiedzialne - podoba mi się! Jest odważna. Mało która dziewczyna zdecydowałaby się pójść na imprezę z niedawno poznanym przywódcą gangu. Podziwiam i zazdroszczę ^^ Dała się sprowokować, jednak udało jej się przejąć pałeczkę. Nie jest pod wpływem chłopaka, a jednocześnie weszła w jego grę :)
OdpowiedzUsuńCo do Cest'a - KOCHAM GO!
Totalny dupek, ale mam do takich słabość. Zwłaszcza w opowiadaniach. Groźny, niebezpieczny, a przez to tak intrygujący :) Aż żal pomyśleć, co zrobi przywódcy Reys'ów. Ciekawi mnie, dlaczego pomaga obcej dziewczynie... A jego bezczelność na końcu po prostu sprawia, że cieszę się jak głupia :)
Pozdrawiam serdecznie!
non-clamabit.blogspot.com
wow :) świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńmoże Cesc nie jest taki zły jak się innym wydaję :)
nie mogę doczekać się kolejnej części :)
Już kocham to opowiadanie! Piszesz genialnie :D Aż pozazdrościć...
OdpowiedzUsuńNie interesuję się piłką nożną, ale w ogóle nie przeszkadza mi to w czytaniu ;) Intryguje mnie postać Cest'a. Uwielbiam chłopaków, którzy są tak pewni siebie :)