27.03.2014

Chapter V.



Jazlyn

Kolejny poniedziałek i kolejny męczący dzień na uczelni. Z jednej strony fajnie, jak zajęcia zaczynają się popołudniu, bo możesz się wyspać, ale z drugiej oznacza to, w moim przypadku, siedzenie na wykładach do samego wieczora. To dopiero druga godzina, a ja już mam ochotę stąd uciec. Nie sądziłam, że pierwszy rok będzie wyglądał w ten sposób. Mam wrażenie, że każdy tutaj próbuje nas zniechęcić do dalszego studiowania na tym kierunku. Już i tak wiele osób zrezygnowało. Bo co to za frajda, na każdym kroku słyszeć, że wszystko co robimy, robimy źle. Może, gdyby to nie było dla mnie tak ważne, również odpuściłabym sobie tą męczarnię. Mój ojciec z pewnością byłby z tego bardzo zadowolony. Od początku nie pochwalał mojego wyboru. Stwierdził, że "dziennikarstwo to kierunek bez przyszłości". Cóż, nawet gdyby, to jest to moje życie i moje wybory. Według niego powinnam znaleźć sobie dobrego męża, który by później przejął jego firmę, a ja zajęłabym się domem i gromadką dzieci. Tak swoją drogą, to mój ojciec jest strasznym hipokrytą. Zawsze mi mówi, jaka powinna być typowa hinduska rodzina. Za przykład daje mi swoją własną, która była bardzo duża. Tata ma siedmioro rodzeństwa- trzech braci i cztery siostry. Za wszelką cenę, chce wpoić we mnie zasady na jakich on był wychowany, nie biorąc pod uwagę tego, że ja żyję w kompletnie innym świecie. Być może robi to nie do końca świadomie, bo nigdy nie powiedział mi wprost, że kobieta powinna siedzieć w domu i czekać na męża z obiadem na stole. Nie wiem dlaczego tak bardzo chce mnie zmienić, skoro moja mama również nie pochodzi z jego "świata", a jednak się kochają. Zawsze byłam pełna podziwu dla nich. Kiedyś usłyszałam, że po ślubie wszystko się zmienia. Że ludzie już ze sobą nie rozmawiają, bo nie potrafią. Tym czasem, moi rodzice potrafią się zachowywać jak para zakochanych nastolatków. Mój ojciec jest bardzo dziwnym człowiekiem, ale nigdy nie wątpiłam w jego miłość do mnie czy do mamy. Wiem, że nas kocha, chociaż czasami przesadza ze swoimi przekonaniami. Tak, mam tutaj na myśli Amira. Czasami mam wrażenie, że za tym całym ślubem stoi coś jeszcze. No bo dlaczego mój własny tata miałby zmuszać mnie do czegoś, czego nie chce ? Z drugiej znowu strony, co by to mogło być ? Chyba zaczynam popadać w skrajną paranoję...
Zanim się zorientowałam, wykładowca ogłosił koniec. Z cichym westchnieniem wzięłam swoją torbę i w towarzystwie Cath udałam się pod kolejną salę, gdzie miały się zacząć kolejne wykłady. Boże, pomóż mi jakoś przetrwać ten dzień...

Cesc

Rzuciłem niedopałek papierosa na ziemię i przygasiłem go butem. Opierałem się o maskę samochodu i przyglądałem stojącej przede mną Hondzie CBR600. Moja jedyna miłość. Właśnie razem z chłopakami przejechaliśmy kilka próbnych okrążeń, żeby sprawdzić czy wszystko jest ok. I wiecie co ? Ci, którzy chcą się dzisiaj z nami zmierzyć, będą musieli się cholernie postarać, żeby wygrać.  
Wracając do naszych maszyn- wspominałem już, że Diego jest niezastąpiony, ale teraz przeszedł samego siebie. Wszystko działa lepiej niż się tego spodziewałem. Gerard z pewnością będzie zadowolony, kiedy dostarczymy mu kolejną porcję gotówki. To on nas stworzył i to jemu ciągle jesteśmy podporządkowani. Jest swego rodzaju szefem dla nas, chociaż nigdy tak o sobie nie mówił. Pomógł mi w najgorszym momencie życia i mimo, że teraz część jego obowiązków przejąłem ja, będę mu za wszystko dozgonnie wdzięczny. Gerard każdego z nas traktuje jak rodzinę, a my tak samo traktujemy jego i siebie nawzajem. Świat, w którym żyjemy wymaga od nas poświęceń, dlatego musimy chronić siebie i bliskich. Między innymi dlatego jestem tu, gdzie jestem.
Nie wiem dlaczego, ale miałem złe przeczucie co do dzisiejszej nocy. Coś wewnątrz mnie podpowiadało, abym był bardziej ostrożny niż zwykle. Było to dość dziwne, bo nigdy wcześniej mi się nie przydarzyło. Zostawiając swoje myśli w tyle, wróciłem do magazynów, gdzie chłopcy rozmawiali o tym, co ma nastąpić. Siedzieli nad mapką, jak mniemam przedstawiającą trasę wyścigu i wykłócali się jeden przez drugiego.
 Spojrzałem na kartkę, która leżała przed nimi, kompletnie olewając ich wymianę zdań. Muszę przyznać, że tym razem trasa jest ciekawsza i o wiele bardziej niebezpieczna. Ale to dobrze, bo udział wezmą tylko najlepsi. Biorąc pod uwagę pogodę i pochmurne niebo, można spodziewać się deszczu, co oznacza śliską drogę. Jedni będą wiedzieli, jak to wykorzystać, inni zrezygnują albo rozwalą się na pierwszym lepszym zakręcie. Czyli zostaną tylko najlepsi. A ja uwielbiam rywalizować z najlepszymi.
Zamknęliśmy motory w garażu i po chwili część się zwinęła. Zostałem tylko ja i Marc, chcąc sprawdzić, że wszystko zostało zamknięte. Wolałem nie ryzykować i mieć spokojną głowę, dlatego zrobiłem to osobiście.
-Dobra stary. Ja też już się zbieram. Umówiłem się z Cath- uderzył rękami w uda i wstał ze starej, zniszczonej kanapy. Zobaczyłem na jego twarzy niewielki uśmiech, który trochę mnie zaintrygował. Stałem przed nim z rękoma skrzyżowanymi na piersi i mierzyłem go wzrokiem- co się tak gapisz?- zapytał z udawaną pretensją.
-Ta Cath, to niezła laska...- zacząłem. Marc miał trochę inne podejście do kobiet niż ja, więc wiedziałem, że jeżeli ona mu się podoba, to moje słowa trochę go wkurzą.
-Niezła, ale moja- uciął krótko. Więc wszystko jasne.
-Okej, okej- uniosłem ręce w geście obronnym- Bardziej kręci mnie jej przyjaciółka- dodałem uśmiechając się pod nosem i przejeżdżając językiem po ustach na samo wspomnienie brunetki. Co jak co, ale ciało ma idealne.
Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do swoich samochodów. Zanim jednak wsiadłem za kierownicę mojego Lamborghini, do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-Marc !- krzyknąłem, na co on się odwrócił w moją stronę- mówiłeś, że spotykasz się dzisiaj z tą Cath.
-No tak, a co ?
-Wyciągnij od niej adres do Jazlyn- na mojej twarzy znów malował się uśmiech, co nie uszło uwadze Bartry.
-Cesc, co ty kombinujesz?- zapytał zdezorientowany.
-Nic. Po prostu to załatw- nie chciałem mu narazie zdradzać mojego planu. Wiem, że próbowałby wybić mi go z głowy, a ja wcale nie miałem zamiaru tego robić. Nie wyjaśniając więc niczego, wsiadłem do auto i ruszyłem z piskiem opon.

Licznik wskazywał grubo ponad 100 km/h, ale to nic do czego bym się już nie przyzwyczaił. Przemierzałem ulice nie dbając o znaki informujące o ograniczeniu prędkości. Lubiłem szybką jazdę i nie widziałem w tym nic złego. Kiedy wsiadałem do samochodu albo na motor, wszystko inne przestawało się liczyć. Problemy znikały, przeszłość odchodziła w zapomnienie, skupiałem się tylko na tym, co jest tu i teraz. Uwielbiałem czuć tą błogą pustkę w głowie. Jedyne co się dla mnie liczyło to przestrzeń rozciągająca się wokół mnie. Dla jednych pasją jest zbieranie znaczków, dla innych seks, a moją pasją są szybkie samochody. Chociaż w sumie, tego drugiego nie można całkowicie wykluczyć. Można powiedzieć, że na całym świecie, istnieją tylko trzy rzeczy, które są w stanie mnie uspokoić. Szybka jazda, dobry skręt i seks.

Jazlyn

Przeżyłam jakoś ten dzień i doczekałam się końca zajęć. Wyszłam z uczelni w towarzystwie Cath i kilku innych dziewczyn. Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, po czym zostałam sama z przyjaciółką. Schodziłyśmy ze schodów, a jedyną myślą jaka mi towarzyszyła, było to, że jeszcze tylko droga do domu i w końcu będę mogła położyć się do łóżka. Nagle zauważyłam, że blondynka przystanęła w miejscu i uśmiechając się patrzyła w jeden punkt. Chcąc dowiedzieć się o co chodzi, powędrowałam wzrokiem w tą samą stronę. To, co zobaczyłam lekko mnie zaskoczyło. Na parkingu stał chłopak, którego Cath poznała na ostatniej imprezie i opierając się o maskę swojego sportowego samochodu, szczerzył w jej stronę, ukazując rząd białych zębów.
-Em, Cath, czy ja o czymś nie wiem?- zapytałam, splatając ręce na klatce piersiowej i wpatrując w jej rozanieloną twarz. Parę sekund trwało zanim oderwała wzrok od przystojnego bruneta i skierowała go na mnie.
-Yy, no tak jakby... umówiłam się z nim. Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale kompletnie o tym zapomniałam- tłumaczyła, robiąc minę zbitego psa, jednak uśmiech ciągle nie znikał z jej twarzy.
-Jasne, przecież to takie normalne, że zapomniałaś powiedzieć swojej przyjaciółce, że spotykasz się z takim cholernym ciachem- nie mogłam dłużej zachowywać poważnej miny. Po chwili obie parsknęłyśmy śmiechem- ale serio, jak mogłaś mi nie powiedzieć?
-No przepraszam, całkowicie wyleciało mi to z głowy- cała ona. Czasami jest tak zakręcona, że zapomina o Bożym świecie. Pokręciłam tylko głową, nadal się uśmiechając.
-Dobra już. Leć, bo Twój Romeo się niecierpliwi- powiedziałam patrząc na bruneta, który stał teraz z rękami włożonymi do kieszeni spodni.
-Ale nie gniewasz się na mnie?
-Ugh, nie. Nie gniewam się. Ale później masz mi wszystko opowiedzieć ze szczegółami- dodałam, już po chwili widząc blondynkę witającą się z brunetem buziakiem w policzek. Na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.

Nie czekając dłużej, udałam się w stronę swojego domu. Fakt, że przede mną 20 minut drogi, był strasznie dobijający. Niestety tak to jest, kiedy zapomni się zatankować swojego samochodu. Cholera jasna. Szczelniej owinęłam się płaszczem i idąc, modliłam się o to, żeby nie zaczęło padać. Niebo było strasznie zachmurzone i w dodatku wiał zimny wiatr, ostatnim czego potrzebuje, jest deszcz. Na samą myśl o tym, przyspieszyłam kroku.

W mojej głowie znów pojawił się obraz ostatniej imprezy. Mimo wszystko, muszę przyznać, że naprawdę dobrze się bawiłam. Nie wiedzieć czemu, coś mnie ciągnęło do tego dupka i nie mogłam wyrzucić go z głowy. Cały czas myślałam o tym, co się stało. Sama nie rozumiem, jak mogłam pocałować faceta, którego ledwo znałam. I to jeszcze od jakiej strony ? Nie wiedziałam o nim przecież nic, poza tym, że nosi pistolet pod koszulką. Już sam ten fakt powinien dać mi do zrozumienia, żeby trzymać się od niego jak najdalej. Nie poznaję się. Kompletnie. Do tej pory byłam rozsądną, poukładaną, odpowiedzialną dziewczyną. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że pójdę na imprezę w takie miejsce i w dodatku okłamię rodziców. A wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze ? Niczego nie żałuję, nie mam żadnym wyrzutów sumienia, nic. Cesc ma w sobie coś, co mnie intrygowało. Jego styl bycia, to że był taki pewny siebie. Z jednej strony to strasznie irytujące, a z drugiej- bardzo mi się podobało. Nigdy wcześniej nie spotkałam chłopaka, który wywoływał u mnie tyle sprzecznych emocji. To było chore. Moje rozmyślanie przerwały małe kropelki wody spadające na moje dłonie zaciśnięte na płaszczu. Spojrzałam w górę. No pięknie, niebo robi się coraz ciemniejsze, a przede mną jeszcze ponad połowa drogi. Zaczęłam iść jeszcze szybciej, chcąc dotrzeć do domu zanim rozpada się na dobre.

Nagle przede mną pojawił się samochód, dosłownie zajeżdżając mi drogę. Nie wiedziałam co się dzieje i trochę się wystraszyłam. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zauważyłam, że kierowca otwiera drzwi i wysiada z samochodu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że parę metrów przede mną, we własnej osobie stoi Cesc Fabregas.

________________________________________________________
 Hej ;) Chciałabym powiedzieć, że wróciłam w wielkim stylu, ale niestety nie mogę... Rozdział krótki, nie do końca taki jaki miał być i nie do końca mi się podoba. Jednym słowem- średnio. Wiem, że większość z Was będzie zawiedziona jakością, ale musiałam coś w końcu dodać, bo w przeciwnym razie nigdy bym się do tego nie zmotywowała. Pisałam to kiedy tylko miałam czas, z którym, jak już wspominałam, ostatnio u mnie krucho. Znów złapała mnie jakaś choroba i siedzę w domu, dlatego poprawiłam ten fragment, choć dalej nie jest taki, jaki bym chciała. Jutro też nie idę do szkoły, więc mam takie małe marzenie, żeby napisać coś, co w końcu mnie usatysfakcjonuje i nie będzie nudne. Dziękuję za każdy komentarz i ciepłe słowo. Uwielbiam czytać Wasze opinie. Odblokowałam możliwość dodawania komentarzy z anonima. Zrobiłabym to wcześniej, ale szczerze mówiąc, kompletnie o tym zapomniałam. Liczę na to, że ktoś jeszcze jest zainteresowany tym opowiadaniem i będzie je czytał ;) 

Teraz trochę o piłce nożnej ;) Kto nie jest zainteresowany- nie musi czytać ;D
Więc jak tam Wasze wrażenia po El Clasico ? Wiem, że to było parę dni temu, ale ja nadal czuję tą dumę. Barcelona przeżywająca rzekomy kryzys, tracąca magię i blask, kończąca się wręcz, wygrywa z Realem Madryt, będącym w swej najlepszej formie , wygrywającym 19 spotkań z rzędu, będącym na szczycie tabeli La Liga. Przypadek ? Nie sądzę... Wielu kibiców Królewskich powie, że sędzia popełniał błędy. Okej. Zgadzam się. Ale błędy w stosunku do obu drużyn, a nie tylko jednej. Od zawsze uwielbiałam Sergio Ramosa, ale po jego wypowiedzi, stracił w moich oczach dużo szacunku. Tak samo jak i Cristiano Ronaldo, za którym szczerze mówiąc nigdy nie przepadałam, ale zawsze tolerowałam uważając, że jest świetnym piłkarzem. Myślę, że powiedzieli parę słów za dużo, nawet jeżeli było to wypowiedziane w złości. 

Idealne podsumowanie El Clasico:
"Takie mecze dają nieśmiertelność. I wiarę w to, że tam, na górze, ktoś na stałe założył szalik w bordowo – granatowe pasy. Real Madryt ze wzrokiem wbitym nigdzie i Barça, która jeszcze raz, na oczach całego świata, wykrzyczała: „Jesteśmy wielcy”. Bez zbędnego patosu i narracji starożytnych gladiatorów. Po swojemu, na boisku. Po prostu, tak zwyczajnie i po ludzku. On, bo Messi. Oni, bo Barça."

Niestety po chwilach niesamowitej radości, nadszedł moment ogromnego smutku. Mimo, że Barca wygrywając z Celtą 3:0 wskoczyła na drugie miejsce tabeli, wyprzedzając Real, zwycięstwo nie jest tak satysfakcjonujące. Kiedy najgorsze obawy, dotyczące kontuzji Valdesa potwierdziły się, o mało co się nie rozpłakałam. 6 miesięcy. Wiecie co to znaczy ? Że prawdopodobnie już nie zobaczymy Victora na boisku w koszulce Blaugrany. Boże, dlaczego złe rzeczy spotykają dobrych ludzi ?

Kończę mój wywód, bo na ten temat mogłabym napisać felieton. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie z jakim dodaje rozdział i bardzo Was proszę o komentarze ! ;) 


8 komentarzy:

  1. Wcześniej używałam konta Google, jednak od teraz będę korzystała z konta na bloggerze. Klaudia Banach :) Może mnie pamiętasz. Przy okazji zapraszam na nowego bloga http://riding-through-the-storm.blogspot.com/

    Oglądałam El Clacico. :) Nie interesuję się zbytnio piłką nożną, jednak od czasu do czasu lubię obejrzeć dobry mecz. Najlepsze było to, że ja kibicowałam Barcelonie, a mój tata Realowi :D

    Średnio Ci się podoba? Ten rozdział jest genialny! Myślę, że nikt nigdy nie będzie w stu procentach zadowolony z tego, co napisał. Mi też bardzo często się wydaje, że rozdział będzie świetny, jednak później wychodzi z tego zupełnie co innego... Mi się podoba :)
    Wspomniałaś, że po ślubie wszystko się zmienia. Dla mnie ślub to największa głupota jaką człowiek może popełnić. Ja w ogóle nie wierzę w miłość. Po prostu nie chcę mieć chłopaka. Ani teraz, ani za 10 lat, ani nigdy.
    Jazlyn, Ty się tylko pakuj do tego samochodu. :D Nienawidzę chodzić w deszczu. Brr -,- Być może nawet Cesc ratuje ją przed przeziębieniem. ;) Chociaż z drugiej strony, gdyby zachorowała nie musiałaby chodzić na uczelnię, a to by jej raczej odpowiadało.
    Oj Cesc, Cesc. Żebyś Ty tylko się nie wyłożył na jakimś zakręcie. Bo Cię jeszcze Marc będzie w szpitalu odwiedzał. Mam nadzieję, że te przeczucia się nie sprawdzą.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak najbardziej świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W 100 % zgadzam się z Tobą w tym co wydarzyło się w el Clasico...czasem po prostu wypadałoby gryźć się w język. Darzyłam sympatią pana Ramosa a teraz jakoś w to z wątpiłam...Również zCR7...nie jestem z tych osób które jakoś po nim jadą. Toleruje go, bo jest to człowiek z ogromnym talentem. Gdyby nie było jego lub Messiego nożna nie była by taka sama. Czegoś by brakowało. To dwie potęgi które mierząc się ze sobą, serwują nam wspaniałe widowisko. Jednak po tym meczu bardzo mnie zirytował...
    I biedny Victor...
    Ale dobra koniec mojej dygresji na temat meczy.
    Przechodzę do sedna :)
    Rozdział wcale nie jest średni.
    Przedstawia delikatny zarys ich uczuć.
    Wydaje mi się, że Cesc przechodzi już lekką metamorfozę.
    No i mam nadzieję, że jego złe przeczucia się nie sprawdzą :)
    Czekam na następny ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam : http://goal-4-forever-football.blogspot.com/
      Mam nadzieję, że skomentujesz :)

      Usuń
  4. Ja nie rozumiem dlaczego tak bardzo zachwalasz moje wypociny i myślisz, że mi nie dorównujesz. Przecież piszesz świetnie :D Wszystko się tak dobrze czyta, a u mnie zazwyczaj jest chaos ;p Mi Twój styl pisania naprawdę odpowiada :)
    Co do rozdziału, może i krótki, ale wcale nie gorszy od poprzednich. Szkoda tylko, że zakończył się w takim momencie :D Swoją drogą, chciałabym takiego swojego Cesca :D Koleś jest cudny. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
    Na temat piłki niestety się nie wypowiem, bo nie oglądam meczów. Ostatnie czym się podniecałam to walka KSW i zwycięstwo Materli <3 xd
    Jestem wdzięczna za te Twoje oferty promowania mojego opowiadania i oczywiście z chęcią skorzystam :)
    Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia!! Mam nadzieję, że szybko nabierzesz sił i znajdziesz czas by dodać następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie wróciłaś! :*
    Uwielbiam to opowiadanie! Cesc jest cóż no...Boski :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i zapraszam do siebie na rozdział 4 opowiadania o Neyu :) Liczę na szczerą opinię :)
    Pozdrawiam:*
    queriendote-en-mis-brazos.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. 34 year old Accountant I Cale Beevers, hailing from Westmount enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Quilting. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Ferrari 275 GTB/C. sprawdz to

    OdpowiedzUsuń