***
J A Z L Y N
Koniec semestru zbliża sie nieubłaganie, a co za tym idzie- czeka mnie sesja. Marzę tylko o tym, żeby wszystko zaliczyć w pierwszym terminie i mieć 3 miesiące wolnego. Zawsze uczyłam się raczej na bieżąco więc mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
Przez ostatni czas, razem z Cath siedziałyśmy w książkach. Przeszła jej już złość na mnie, z czego się niezmiernie cieszę. Nadal nie pochwala tego, że utrzymuje kontakt z Cesc`em, twierdząc, że Marc jest zupełnie inny, ale stara się przemilczeć niektóre sytuacje. Kilka razy zdarzyło się nawet, że spotkaliśmy się wszyscy w czwórkę. Nie powiem, żeby moja przyjaciółka i Fabregas pałali do siebie sympatią, ale przynajmniej nie doszło do żadnych rękoczynów.
Dawno już nie widziałam, żeby Cath była tak szczęśliwa. Jej znajomość z Bartrą podąża w bardzo dobrym kierunku, z czego ja również się cieszę. Marc to fajny facet, chociaż swoje na pewno ma za skórą. Mimo to wydaje się być odpowiedzialnym chłopakiem. To coś nowego, bo Cath zazwyczaj miała to "szczęście" wiązać się z kompletnymi idiotami. Nie zliczę nocy, które przepłakała przez jakiegoś dupka. Moja przyjaciółka ma swój charakterek, który nie należy do najłatwiejszych, ale to nie zmienia faktu, że jest wspaniała i chociaż kłócimy się bardzo często- nie wymieniłabym jej na żadną inną. Tylko ona wie o mnie wszystko i tylko ona potrafi mnie pocieszyć jak nikt inny.
C E S C
Siedziałem przed telewizorem i popijając piwo oglądałem powtórkę jakiegoś meczu. Od czasu wyścigu w mojej głowie cały czas siedzi obraz tego faceta- jakkolwiek dziwnie to brzmi. Ktoś znowu próbuje się do nas dobrać i, co gorsza, wcale się z tym nie kryje. Jestem pewien, że działał na czyjeś polecenie. Mam nawet swój typ, kto może za tym wszystkim stać. Nie wierzę, że to mógł być przypadek. Teraz pozostaje tylko dojść do tego, kto i dlaczego chce nam znów zaszkodzić. Jeżeli chodzi o zdobywanie takich informacji, to Diego jest niezastąpiony. Żaden z grupy nie zna się na "hakerce" tak jak on.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziałem, że to chłopcy, bo tylko oni wchodzą tutaj jak do siebie.
-Siema stary- usłyszałem za plecami, a po chwili przede mną pojawili się Marc i Diego.
-Siema, co jest?- widziałem, że przynieśli ze sobą laptopa więc miałem nadzieję, że coś konkretnego udało im się znaleźć.
-Nieciekawie. Zgadnij kto wrócił- odezwał się Diego. Nie musiał nic więcej mówić. Doskonale wiedziałem o kogo mu chodzi. Javier. Na samą myśl o nim moja krew się zagotowała. Zacisnąłem palce na szyjce butelki od piwa czując jak żyłka na mojej skroni zaczyna pulsować.
-Co to znaczy, że wrócił?- wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Przysięgam, że miałem ochotę coś rozwalić.
-Diego pogadał z kim trzeba i poszperał trochę w aktach, dokumentach i innych gównach. Okazało się, że Reys`i szykują coś większego. Javier zbiera grupę więc niewykluczone, że ten kutas z wyścigu to był ktoś od niego- tak oto Bartra potwierdził moje przypuszczenia. Javier nigdy nie odpuści, ale już raz miałem okazję żeby go zabić- tym razem skończę to, co on zacznie.
Wstałem z kanapy i stawiając butelkę na stoliku, podszedłem do okna. Oparłem się rękami o parapet, po czym uderzyłem w niego pięścią.
-Kurwa!- krzyk frustracji wydostał się z moich ust. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko wraca. Ale czego ja się w sumie spodziewałem? Normalnego, spokojnego życia? Na pewno nie w tym wcieleniu...
-Cesc, daj spokój. Jeszcze przecież nie mamy pewności, że chodzi mu o nas- Diego położył rękę na moim ramieniu, próbując mnie jakoś uspokoić. Oni wiedzą do czego jestem zdolny, kiedy się zdenerwuje.
-Idziemy wieczorem do "Guaje" ? Dawno nie byliśmy na żadnej imprezie- zmienił temat Marc. W końcu będziemy musieli wrócić do poprzedniej rozmowy, ale teraz chyba żaden z nas nie ma na to najmniejszej ochoty.
-Jasne. Czemu nie..- westchnąłem przeczesując włosy palcami- o 20?
-Okej. To widzimy się na miejscu- odpowiedział Bartra i razem z Diego wyszli z domu.
Impreza to chyba najlepszy pomysł na to, żeby zapomnieć chociaż na chwilę o tym, co nas czeka. Przeszło mi przez myśl, żeby może zadzwonić do Jazlyn, w końcu ostatnio spędzaliśmy razem trochę czasu, ale zrezygnowałem z tego. Dobrze mi się z nią rozmawia i lubię przebywać w jej towarzystwie, ale dzisiaj potrzebuję czegoś innego. Mógłbym zadzwonić do Pilar, ale ta dziewczyna ostatnio tak mi działa na nerwy, że nie ma ochoty się z nią widzieć. W klubie znajdę mnóstwo chętnych panienek, więc nie potrzebuję znowu słuchać jej pierdolenia.
J A Z L Y N
-Jestem !- krzyknęłam zamykając za sobą drzwi wejściowe. Miałam zamiar udać się prosto do mojego pokoju, ale usłyszałam głos mamy, dobiegający z kuchni.
-Jaz, pozwól na chwileczkę.
Zabrzmiało to dość dziwnie, tak formalnie. Nie wiedziałam o co chodzi, więc niepewnym krokiem ruszyłam w stronę pomieszczenia. Kiedy tylko do niego weszłam, mina momentalnie mi zrzedła. Na krześle przy stole siedział Amir. Uśmiech malował się na jego fałszywej twarzy, a przed nim leżał bukiet czerwonych róż, który chwycił w dłonie i podszedł do mnie.
-Witaj Jazlyn- powiedział schylając się aby ucałować moją dłoń. Szybko mu się wyrwałam i zrobiłam dwa kroki do tyłu.
-Co on tutaj robi?- zwróciłam się do rodziców, zupełnie ignorując obecność mężczyzny. Ojciec popatrzył na mnie surowym wzrokiem. Wiedziałam, że jest wściekły. Już chciał coś odpowiedzieć, ale głos zabrał Amir.
-Chciałem cię zaprosić na kolację. Oczywiście jeżeli się zgodzisz- jeszcze jakiś miesiąc temu, zgodziłabym się tak dla świętego spokoju, ale teraz nie zostałabym z nim sam na sam nawet we własnym domu- proszę to są kwiaty dla ciebie- dodał wyciągając w moją stronę bukiet.
-Ohh, co za szkoda, że mam zajęty wieczór... Niezmiernie mi przykro, ale nie skorzystam z tego jakże miłego zaproszenia. No i niestety nie lubię czerwonych róż- odpowiedziałam sarkastycznie, a mój głos był wręcz przesiąknięty jadem. Nie mogłam się patrzeć na tego człowieka. Momentalnie robiło mi się niedobrze, a po naszym ostatnim spotkaniu, czułam nawet strach.
Posłałam jeszcze raz wszystkim sztuczny uśmiech i udałam się w stronę schodów do mojego pokoju. Nie do wiary, że ludzie potrafią ci zepsuć nawet tak piękny dzień. W dodatku ci "ludzie" są twoimi rodzicami! Ostatnio temat Amira ucichł więc miałam nadzieję, że sobie odpuścili, ale jak widać- myliłam się. Czy ja nie mogę mieć normalnego życia? Takiego jak inni ?
Musiałam z kimś porozmawiać i o wszystkim opowiedzieć. Położyłam się więc na łóżku i sięgając po telefon, wybrałam numer do Cath. Czekałam kilka sygnałów aż odbierze i w końcu usłyszałam w słuchawce jej głos. Wiedziałam, że jej słowa podniosą mnie na duchu. Już po kilku minutach czułam się lepiej i cała złość i zły nastrój gdzieś się ulotniły.
-Wiesz, jeżeli chcesz to przyjedź do mnie na noc. W końcu i tak jest piątek- zaproponowała Cath.
-Mam chyba lepszy pomysł... Chodźmy na imprezę- sama sobie się dziwię, że to powiedziałam, ale dzisiaj miałam ochotę się zabawić.
Na zgodę mojej przyjaciółki nie musiałam długo czekać. Już po chwili ustaliłyśmy gdzie i o której idziemy. Nie miałyśmy zbyt dużo czasu, więc szybko się pożegnałam i rozłączyłam.
Wzięłam z półki czystą bieliznę i poszłam do łazienki aby wziąć kąpiel. Nalazłam wody do wanny i zrobiłam w niej pianę z truskawkowego żelu. Puściłam muzykę z telefonu i zrzuciwszy z siebie ubrania, zanurzyłam się w gorącej wodzie.
Coraz częściej przyłapywałam się na tym, że moje myśli krążyły wokół jednej osoby. Cesc Fabregas. To właśnie on najczęściej mnie prześladował. Tym razem również nie było inaczej. Myślałam nad tym co on w tej chwili robi, czy jest z jakąś dziewczyną... Może z Pilar? Nie wiem czy to była zazdrość, bo nie wiem czy można być zazdrosną o faceta, którego się ledwo zna. Wiem tylko tyle, że lubię przebywać w jego towarzystwie. Już nie przeszkadza mi jego pewność siebie ani nawet te bezczelne odzywki. Lubię jego czekoladowe oczy osłonięte gęstą kurtyną czarnych rzęs, jego włosy niedbale ułożone, jego zarost, tatuaże, mięśnie... Lubię na niego patrzeć, śmiać się z niego albo razem z nim. Spotkaliśmy się kilka razy i to w dużej mierze dzięki Cath i Marc`owi, ale i tak zdążyłam go polubić. Nawet bardzo.
Po prawie godzinie spędzonej w wannie, spłukałam z siebie pianę, umyłam włosy i wyszłam. Owinęłam się ręcznikiem i stając przed umywalką przypatrywałam się swojemu odbiciu w lustrze. Zastanawiałam się czy taka zwykła dziewczyna jak ja, może spodobać takiemu facetowi jakim jest Cesc. W całym moim wyglądzie podobały mi się najbardziej moje włosy. Długie, czarne, gęste i proste jak druty. Poza tym nie mam nic, co wyróżniałoby mnie od przeciętnych dziewczyn. Przecież Fabregas może mieć setki innych dziewczyn, które będą miały mu do zaoferowania coś więcej. W ogóle nie powinnam sobie nim zaprzątać głowy.
Wytarłam się dokładnie, posmarowałam ciało balsamem i ubrałam wcześniej przygotowaną bieliznę. Wychodząc z łazienki skierowałam sie prosto do garderoby, aby wybrać coś na wieczór. Przeglądałam wszystkie półki i wieszaki ale nic nie mogłam znaleźć. Zrezygnowana usiadłam pod ścianą i wtedy w oczy wpadła mi obcisła sukienka "moro" z rękawami 3/4, sięgająca do połowy ud. "Tak, to będzie świetne"- pomyślałam i sięgając po nią poszłam się przebrać.
Włosy prawie już wyschły, więc pozostał tylko makijaż. Delikatnie pomalowałam powieki szarym cieniem, zrobiłam kreskę i wytuszowałam rzęsy. Usta przejechałam czerwoną szminką i cmokając uśmiechnęłam się do lustra. Podobało mi się to, jak wyglądałam. Zapięłam jeszcze na szyi złoty łańcuch i ubrałam czarne szpilki na platformie. Schodząc na dół starałam się nie zwrócić uwagi moich rodziców, gdyż nie miałam ochoty słuchać ich wywodu na temat tego, jaki to mój strój jest nieodpowiedni.
Będąc już przed domem zamówiłam taksówkę, która pojawiła sie po kilku minutach. Podałam kierowcy adres Cath i po chwili jechałam w stronę jej domu.
***
Godzinę później byłyśmy już pod klubem. Wysiadając z taksówki przywitał nas tłum oblegający wejście do budynku. Na zewnątrz było słychać muzykę, więc wyobrażam sobie jak głośno musiało być w środku. Nie chciałyśmy czekać w kolejce, bo weszłybyśmy tam prawdopodobnie grubo po północy. Na szczęście okazało się, że wystarczy ładny uśmiech do ochroniarza i już stałyśmy w progu klubu.
Ludzi jak zwykle była masa. Począwszy od ledwo trzymających się na nogach, napalonych facetów, a skończywszy na praktycznie rozebranych, chętnych dziewczynach. Założę się, że większość z nich nie miała nawet 18 lat.
Rozejrzałyśmy się jeszcze raz po pomieszczeniu i dostrzegłszy dwa wolne miejsca przy barze, poszłyśmy w ich stronę. Za ladą stał bardzo przystojny barman, który podszedł, kiedy tylko nas zauważył.
-A co dla pięknych pań?- zwrócił się uwodzicielskim głosem. Jestem pewna, że mówi tak do każdej dziewczyny.
-Na początek może dwa razy Cosmopolitan- odezwała się Cath, o dziwo- nie próbując z nim flirtować.
Chłopak, widząc naszą reakcję, bez słowa zabrał się na przygotowywanie drinków, które po chwili postawił przed nami.
-Powiedziałaś rodzicom, że wychodzisz?- zapytała mnie Cath usiłując przekrzyczeć panujący hałas.
-Nie- pokiwałam głową- może do nich dotrze, że jeżeli nie dadzą sobie spokoju z tym ślubem, to stracą córkę- dodałam robiąc kolejnego łyka alkoholu.
-Jaz, uważaj żebyś nie pogorszyła sytuacji. Wiesz jaki jest twój ojciec...- z przejęciem stwierdziła moja przyjaciółka. W sumie miała trochę racji, ale nie wiem czy miałam cokolwiek do stracenia. Przecież gorzej już chyba być nie może...
-Wiem. Chodź tańczyć- odstawiłam pusty kieliszek na ladę i pociągnęłam Cath za sobą.
***
Nie wiem ile piosenek przetańczyłyśmy, ale prawie nie czułam już nóg. Zeszłyśmy z parkietu i poszłyśmy usiąść do jednego z wolnych stolików.
-Idę do toalety, zaraz wracam- zwróciłam się do dziewczyny.
-Czekaj, idę z tobą.
Można było się spodziewać, że do damskiej toalety będzie cię ciągnęła niemała kolejka. Niestety, nie mając innego wyjścia, musiałyśmy w niej stać. Nie znoszę toalet na imprezach, bo zawsze są całe brudne, ale co zrobić kiedy potrzeby fizjologiczne wzywają... Obserwowałyśmy dziewczyny wchodzące i wychodzące z pomieszczenia. Niektóre ledwo trzymały się na nogach, a inne opuszczały łazienkę praktycznie na kolanach. Ja chyba spaliłabym się ze wstydu.
-Fabregas!- usłyszałam dźwięk dochodzący gdzieś od strony drzwi do męskiej toalety.
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie zauważyłam. Musiałam się przesłyszeć, tym bardziej, że Cath chyba w ogóle tego nie słyszała, bo nawet się nie odwróciła. Kolejka przed nami się zmniejszała, z czego niezmiernie się cieszyłam, ponieważ mój pęcherz długo mógłby już nie wytrzymać. Kiedy miałyśmy wchodzić do środka, moją uwagę przykuł chichot dobiegający z lewej strony. Spojrzałam tam i zobaczyłam Cesc`a z jakąś uwieszoną na nim dziewczyną. Wychodzili właśnie z męskiej toalety- nie trudno było się domyślić, co tam robili. Wzrok mojej przyjaciółki powędrował w tę samą stronę. Poczułam ukłucie w sercu, a łzy napłynęły mi do oczu. Kiedy jego wzrok spotkał się z moim, szybko odwróciłam głowę i weszłam do środka.
-Najpierw idziesz ty czy ja?- zapytałam przyglądającej się mi Cath, próbując stworzyć pozory, że wcale się nie przejęłam tamtym widokiem.
-Jaz...- zaczęła, wpatrując się w moje zaszklone oczy.
-Więc pójdę ja- przerwałam jej- potrzymaj mi torebkę.
Zamykając za sobą drzwi, usłyszałam ciężkie westchnienie, któro opuściło usta dziewczyny. Sama natomiast musiałam pilnować, aby łzy nie spłynęły po moich policzkach.
C E S C
Kiedy tylko usiadłem przy barze, przyczepiła sie do mnie jakaś dziewczyna. Na początku próbowałem ją spławić, bo nie mogłem wytrzymać tego jej pustostanu, niestety ona chyba tego nie zauważyła. Po wypiciu kilku głębszych, jej obecność już tak bardzo mi nie przeszkadzała. To znaczy, trafiało do mnie co drugie jej słowo, więc nie było najgorzej. Pod wpływem alkoholu, w mojej głowie zrodził się-jak myślałem- wspaniały pomysł. Korzystając z tego, że dziewczyna brzydka nie była, a ja chciałem się zabawić, postawiłem jej dwa drinki. Do niczego oczywiście jej nie zmuszałem, na kilometr było widać, że jest chętna, więc dlaczego miałbym przepuścić taką okazję?
Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań, aż w końcu zaproponowałem jej żebyśmy poszli zatańczyć. Nie musiałem długo czekać, aż sama pociągnęła mnie w stronę męskiej toalety. Triumfalny uśmiech wkradł się na moją twarz. Weszliśmy do jednej z kabin, a tam ona już dobrze wiedziała jak się zająć moim przyjacielem. Muszę przyznać, że robiła to zajebiście, ale nie wiem czy to jest coś, czym można się szczycić. Osobiście jednak nie będę narzekał. Ja korzystam, a jej jak widać to nie przeszkadza... Po skończonej zabawie wyszliśmy kierując się do drzwi, a ja po drodze obmyślałem plan jak się pozbyć... jej. Nawet nie pamiętałem jak ma na imię. Przez chwilę wzrok miałem zawieszony na jej tyłku, ale kiedy tylko go podniosłem, zobaczyłem wpatrującą się w nas Jazlyn. Co ona do kurwy tutaj robi?!
Chciałem do niej podejść, ale ona zaraz weszła do toalety. Sam nie wiem czemu, ale poczułem straszne wyrzuty sumienia. Kiedy zobaczyłem jej smutne oczy, coś mnie ścisnęło w sercu. Cholera jasna...
-Idź zamów sobie drinka, ja muszę coś załatwić- powiedziałem do dziewczyny stojącej obok mnie.
-Ale gdzie idziesz misiaczku? Poczekam tutaj na ciebie- usłyszałem piskliwy głos i poczułem jak chwyta mnie za rękę, którą szybko jej wyrwałem.
-Kurwa, nie rozumiesz co do ciebie mówię?! Spierdalaj!- warknąłem na nią i odszedłem zostawiając ją ze zdziwioną miną.
Musiałem to wszystko wyjaśnić Jazlyn. Jeszcze nie wiem jak, ale... coś muszę wymyślić. Oparłem się o ścianę i czekałem aż wyjdzie z toalety. Wątpię żeby chciała ze mną rozmawiać, ale chcę przynajmniej spróbować. Gdybym wiedział, że ona tu będzie...
W końcu dostrzegłem jej sylwetkę przebijającą się przez tłum zastawiający wejście do toalety. Cholera, w tej sukience wyglądała gorąco. Widziałem jak inni faceci wodzą za nią wzrokiem i patrzą na jej odkryte uda. Miałem ochotę każdemu z nich dać w pysk, a ją zabrać stąd jak najszybciej, żeby nikt nie mógł się już na nią gapić. Oprócz oczywiście mnie.
Odepchnąłem się od ściany i podszedłszy do niej, chwyciłem ją za rękę odwracając przodem do siebie.
-Jaz...- wyrwała swoją dłoń i stanęła parę kroków dalej, nadal patrząc na mnie z żalem w oczach- możemy pogadać?
-O czym?- rzuciła sztucznym uśmiechem i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Chciałem ci wyjaśnić...- czułem się jak idiota tłumacząc się z czegoś, z czego nawet nie wiem czy powinienem. Jazlyn stała z niewzruszoną miną, a raczej starała się taką mieć, bo w jej oczach było widać wszystko, co próbowała ukryć.
-Daj spokój Cesc. Jesteśmy wolnymi ludźmi- uśmiechnęła się i podeszła bliżej mnie- możemy robić co nam się podoba. Zarówno ty, jak i ja- zaakcentowała ostatnie zdanie i odwróciwszy się, podeszła do baru.
Zostawiła mnie kompletnie zdezorientowanego. Myślałem, że... sam nie wiem co myślałem. Zrezygnowany pokręciłem głową i poszedłem w stronę stolika, gdzie siedziała reszta moich znajomych.
-No stary! Gdzie masz swoją panienkę?- krzyknął Marc, czym zwrócił uwagę reszty siedzących tam osób.
-W dupie kurwa- warknąłem na niego. Mógłby czasami się trochę przymknąć.
-Ty, no spokojnie. Co jest?- zapytał siadając obok mnie.
-Wiedziałeś, że Cath i Jazlyn tu są?- przecząco pokręcił głową i zrobił duże oczy- no to teraz już wiesz. Więc pilnuj się, bo ja mam już przejebane- wstałem z kanapy i podszedłem do barierki. Oparłem się o nią łokciami i rozglądałem po dolnym piętrze klubu. Nie mogłem nigdzie dostrzec brunetki. Widziałem Cath, która siedziała przy barze, ale miejsce obok było już zajęte przez Bartrę. Poczułem jakiś dziwny niepokój. Zbiegłem schodami w dół i podszedłem zapytać się gdzie jest Jazlyn.
-Nie wiem... Najpierw tańczyła z jakimś facetem, a później powiedziała, że idzie się przewietrzyć na pole- powiedziała blondynka, a w mojej głowie zaczęła mrugać czerwona lampka. "Z jakim kurwa facetem?!" Wolałem iść sprawdzić czy wszystko z nią okej, nawet gdybym znowu miał z siebie zrobić idiotę.
Okazało się, że moje przypuszczenia były słuszne. Widziałem, że koło Jaz kręcił się jakiś facet, a ona najwyraźniej nie życzyła sobie jego towarzystwa. Przyspieszyłem kroku i już po chwili byłem obok nich. Chwyciłem go za ramię, a kiedy odwrócił się w moją stronę, miałem zamiar go uderzyć, ale wtedy ktoś odciągnął mnie do tyłu i chwycił moje ręce, krzyżując je na plecach.
-Co do kurwy!- warknąłem, próbując dostrzec kto mnie trzyma.
-Cesc!- pisnęła wystraszona Jazlyn, ale wtedy mężczyzna przyciągnął ją mocno za ramię do siebie.
-Puść ją!- krzyknąłem, ale za chwilę poczułem jak pod wpływem mocnego uderzenia w kręgosłup, upadam na kolana.
-No proszę, proszę. Ty też jesteś jedną z dziwek Fabregasa?- zakpił facet, który ją trzymał- a myślałem, że jesteś inna niż te wszystkie suki.
-Kim ty kurwa jesteś i czego chcesz?- wydyszałem nadal nie mogąc spojrzeć do góry, bo byłem przytrzymywany przez jakiś dwóch frajerów.
-Na twoim miejscu zwracałbym się do mnie grzeczniej- przysięgam, że jak tylko się uwolnię, to zabije tego gnoja- kimkolwiek on jest. Najbardziej mi jednak teraz zależało na tym, żeby Jazlyn mogła jakoś uciec. Słyszałem jej cichy szloch, była przerażona.
-W dupie mam ciebie rozumiesz? Skoro jesteś taki groźny, to puść ją i pogadaj ze mną jak facet, a nie bawisz się w jakieś pierdolone gierki. Nie masz jaj?- próbowałem go jakoś sprowokować i najwidoczniej mi się udało, bo po chwili podszedł do mnie i kucając chwycił moje włosy i podniósł głowę do góry.
-Uciekaj!- krzyknąłem w stronę dziewczyny, która posłusznie wykonała moje polecenie.
-Znów się spotykamy, co Fabregas?- właśnie ziścił się mój najgorszy sen. Diego i Marc mieli rację.
Nie myśląc o konsekwencjach, splunąłem mu na twarz. Po chwili jednak poczułem silne uderzenie w twarz- najpierw z prawej, a później z lewej strony. Do ust dostał się metaliczny smak krwi, a kilka kropli spadło również na ziemię.
Javier kiwnął głową do dwóch facetów, którzy stali za mną. Wiedziałem, że sam nie mam szans z nimi, ale mimo to nie mogłem tego pokazać przed nim. Popchnęli mnie do przodu, tak że uderzyłem twarzą w asfalt, a później po kolei zadawali mocne kopnięcia w brzuch i żebra. Mogłem sobie wyobrazić triumfalny uśmiech malujący się na jego twarzy. Przysięgam, że gdybym był z nim sam na sam, to leżałby już przyciśnięty moim butem. Ale on zawsze był pizdą. Dobrze wie, czego może się spodziewać więc woli wziąć ze sobą swoje wierne psy.
-Twoja obstawa idzie. Szkoda, że trochę się spóźnili- zakpił i dając znak, cała trójka wsiadła do samochodu i odjechali.
-Japierdole! Co tu się kurwa stało. Sary, żyjesz?- nade mną pojawili się Marc i Diego, którzy powoli pomogli mi się podnieść.
-Javier...- tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. Wszystko tak cholernie mnie bolało, że najmniejszy ruch był dla mnie katorgą.
Stanąłem na nogi i zobaczyłem Cath i Jaz. Ta druga wpatrywała się we mnie z załzawionymi oczami i mokrymi policzkami, a dłonią zakrywała usta. Dla mnie w sumie liczyło się teraz tylko to, że ona jest cała. Ja bywałem nie raz bardziej poobijany i nie tylko, więc to nic nowego. Natomiast gdyby jej się coś stało, to chyba nigdy bym sobie tego nie darował. Tym bardziej, że wiem do czego zdolny jest Javier.
-Nic ci się nie stało?- wychrypiałem w jej stronę, na co ona zareagowała jeszcze większym płaczem. Nie wiedziałem co mam zrobić, dlatego podszedłem do niej i przytuliłem. O dziwo, nie odepchnęła mnie, a jedynie objęła rękami za szyję i mocniej się wtuliła. Położyłem dłoń na dole jej pleców, i mimo bólu, przyciągnąłem do siebie.
Po chwili oderwała się ode mnie i trzymając moją dłoń wyszeptała "dziękuję". Ciepło rozlało się po moim ciele. To było takie... inne. Kiedy patrzyłem na jej twarz z rozmazanym już makijażem, pomyślałem, że mógłbym na nią patrzeć przez całe życie. Ona zawsze wygląda najpiękniej na świecie.
-Czego on znowu chciał?- oderwałem wzrok od dziewczyny i przeniosłem go na Marca, który stał całkowicie zdezorientowany.
-Nie mam pojęcia. Wyszedłem tutaj, żeby sprawdzić co z Jazlyn, a później już wiecie co się działo- wyjaśniłem.
J A Z L Y N
Nie miałam pojęcia co właśnie się stało. Łzy spływały po moich policzkach, a ja nie mogłam ich powstrzymać. Widok Cesc`a bitego przez tamtych mężczyzn, był najgorszym widokiem w całym moim życiu. W dodatku świadomość, że to moja wina, była jeszcze bardziej przybijająca. Po co wychodziłam przed ten klub? Przecież mogłam przewidzieć, że coś może mi się stać. Gdybym została w środku, to Cesc nie musiałby wychodzić.
Stałam obok niego i cały czas trzymałam jego rękę. Czułam się wtedy bezpieczniejsza i miałam pewność, że nic mu nie jest. Rozmawiał o czymś z Marc`iem i Diego, ale nie byłam się w stanie nawet skupić, aby dowiedzieć się o co chodzi. Powoli opanowywałam swoje łzy, a obraz stawał się wyraźniejszy. Dopiero teraz zauważyłam plamy krwi na ziemi i to, jak bardzo jest poobijany. Ze świstem wciągnęłam powietrze, co zwróciło uwagę reszty osób. Przyłożyłam dłoń do swoich ust, a oczy znów zaczęły zachodzić łzami.
-Wiecie co, może jedźmy do domu. Chyba każdy z nas jest już zmęczony. Nie ma sensu dalej tu stać- usłyszałam głos Marc`a, który dzisiaj nie pił dużo, więc to pewnie on będzie kierowcą, biorąc pod uwagę kluczyki, które przekładał w dłoniach.
-Do domu?- zapytałam zdziwiona- przecież Cesc, ty musisz jechać do szpitala. Sprawdzić czy nic ci nie jest- popatrzyłam w oczy Fabregasa.
-Jaz, nie pojadę do szpitala- odparł pewnym głosem, a ja go zupełnie nie rozumiałam. Przecież on może mieć jakieś urazy wewnętrzne, wstrząśnienie mózgu i milion innych rzeczy.
-Dlaczego?!- krzyknęłam i odsunęłam się na kilka kroków.
-Bo co im tam powiem? Że ktoś mnie pobił? Zaraz będą chcieli żebym złożył doniesienie na policji. Poza tym nic mi nie jest. Zostanie po tym kilka siniaków- wyjaśnił, a ja widziałam jak nawet te dwa zdania sprawiają mu niesamowitą trudność i ból.
-Ale przecież ty nie możesz zostać sam. Co jak w nocy okaże się, że jednak nie wszystko jest w porządku?- wiem, że zaczynałam panikować, ale martwiłam sie o niego i miałam wyrzuty sumienia.
-Jazlyn, nie mam już 12 lat- odparł i delikatnie się zaśmiał. Świetnie, ja tu mało nie oszaleję ze strachu, a on się śmieje. Skrzyżowałam ręce na piersiach i zacisnęłam usta w wąską linię. Cesc chyba zauważył, że mi nie jest do śmiechu, więc podszedł do mnie i przyciągając za biodra, popatrzył prosto w oczy- Nic mi nie jest okej?- powiedziawszy to, przejechał kciukiem po moim policzku- przecież nie możesz mnie pilnować przez całą noc- dodał z delikatnym uśmiechem.
-Nie martw się- wyszeptał do mojego ucha. Ciepło rozeszło się po moim ciele. Nie do wiary, że jeszcze kilka godzin temu byłam na niego tak strasznie zła, a teraz...
- Jak się mam nie martwić?- zapytałam cichym głosem- na ziemi jest twoja krew, ledwo się ruszasz, nie chcesz jechać na pogotowie i mówisz mi, żebym się nie martwiła?
-W takim razie, zostań ze mną na noc. Będziesz mnie miała cały czas na oku, a jak coś się będzie działo to od razu zadzwonisz na pogotowie- stwierdził pewnym głosem. Myślałam, że żartuje, ale po jego minie mogę wywnioskować, że mówił serio. Spojrzałam na miny reszty znajomych, którzy byli zaskoczeni tak samo jak ja.
-Ale...- zaczęłam, chociaż w sumie nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Obiecuje, że będę trzymał ręce przy sobie- zapewnił unosząc dłonie w górę i posłał mi delikatny uśmiech.
-Jaz, może faktycznie to nie będzie taki głupi pomysł...- głos zabrała moja przyjaciółka. Kto jak kto, ale nie spodziewałam sie, że akurat ona to powie. Myślałam, że za wszelką cenę będzie mi chciała to wybić z głowy...
Ostatecznie zgodziłam się na propozycje Cesc`a. Nie powiem, że nie miałam wątpliwości, ale wiem, ze gdyby coś jednak się stało, to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Czuję się winna tego wszystkiego co się stało. Już drugi raz wpakowałam go w bójkę przez swoją głupotę...
***
Kiedy weszłam do jego domu, nie wiedziałam na co mam patrzeć. Nie tak wyobrażałam sobie jego mieszkanie. Było tutaj tak czysto, wszystko urządzone z gustem i smakiem. Wiadomo, że brakuje tutaj kobiecej ręki, bo jak narazie nie dostrzegłam żadnej doniczki z kwiatkiem, ale mimo wszystko- jestem pod wrażeniem. Dom był niesamowicie duży, a to dopiero pierwsze piętro.
Cesc przepuścił mnie pierwszą i schodami skierował w górę. Tam również było dużo miejsca, a po ilości drzwi, można było się domyślić, że znajduje się tam co najmniej kilka pokoi. Otworzył jeden z nich, a moim oczom ukazała się duża sypialnia, z dwuosobowym łóżkiem i garderobą. Ściany były szare, z wyjątkiem tej za łóżkiem, na której widniała czarna tapeta. Po prawej stronie, od wejścia znajdowały się jeszcze jedne drzwi, zapewne prowadzące do łazienki, a na przeciwko był balkon.
-Skoro chcesz mnie całą noc pilnować, to musimy razem spać- przerwał moje obserwacje. Jego niski, zachrypnięty głos zawsze pobudzał moje zmysły. Tym razem również tak było, na moich rękach momentalnie pojawiła sie gęsia skórka, a nogi zmiękły.
-To jest wyjątkowa sytuacja, więc nie wyobrażaj sobie zbyt wiele- odwróciłam głowę w jego stronę tak, że nasze usta prawie się stykały- dasz mi coś, żebym mogła w tym spać?- odsunęłam się, a uśmiech wskoczył na moją twarz, widząc jego rozczarowane spojrzenie.
Cesc podszedł do szafy i otworzywszy ją, wyjął koszulkę i spodenki dresowe.
-Proszę- podał mi je- możesz skorzystać z tej łazienki, a ja wezmę prysznic na dole. W szafce pod lustrem są ręczniki- uśmiechnął się i poszedł w stronę drzwi.
Weszłam do łazienki, i szybko wskoczyłam pod prysznic. Była już naprawdę zmęczona i marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej zasnąć. Mam nadzieję, że mi się to uda pomimo tego, że Cesc będzie leżał obok mnie. Nalałam na dłoń trochę żelu do kąpieli i namydliłam nim ciało. Do moich nozdrzy wdarł się zapach Fabregasa, przez co czułam jakby stał obok mnie. "Stop Jazlyn. Stąpasz po cienkim lodzie" skarciłam się w duszy i spłukawszy ciało, owinęłam je ręcznikiem. Wytarłam się i założyłam ubrania, które dał mi Cesc. Były na mnie o wiele za duże, ale wolę spać w tym niż w samej bieliźnie.
Wyszłam z łazienki i zobaczyłam go leżącego na łóżku w samych bokserkach. Normalnie pewnie zachwycałabym się jego mięśniami i tatuażami, ale teraz w oczy rzucały mi sie tylko zadrapania i siniaki. Zauważył, że na nie patrzę, bo szybko zakrył się kołdrą i posłał mi uspokajający uśmiech. Podeszłam bliżej i położyłam się obok niego, również wchodząc pod kołdrę. Podparłam się na jednym łokciu i opuszkami palców dotknęłam miejsca na jego żebrach, któro było najbardziej fioletowe.
-Nic mi nie jest- uniósł moją dłoń i przyłożył do ust, składając na niej delikatny pocałunek- Chodźmy już spać.
Położyłam głowę na poduszce i zamknąwszy oczy, poczułam silne ramie Cesc`a obejmujące mnie i przyciągające bliżej. Wiem, że nie powinnam mu na to pozwolić, bo mamy parę spraw do wyjaśnienia, ale nie miałam siły, ani nawet nie chciałam protestować. Uległam mu całkowicie, wiedząc, że mogę mu zaufać i nie zrobi nic, czego bym nie chciała.
________________________________________________________________
Na początek: to chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam xd Nie wiem jak się będzie Wam go czytało, mam nadzieję, że nie jest najgorszy :D
Co do ankiety, to usunęłam ją, ponieważ blogger skasował mi wyniki. Dzięki! -.- Ale wiem, że zadeklarowały się 33 osoby, więc bardzo dziękuję, że jest Was tyle <3
Kolejna sprawa, to jak zauważyliście- nowy szablon. Autorką jest ta sama dziewczyna, która wykonała dla mnie poprzedni szablon. Chcę jej z tego miejsca bardzo podziękować, a Was zaprosić na jej blogi, które czytam i są świetne:
1)http://everythinghadchanged.blogspot.com/
2)http://humannature-fanfiction.blogspot.com/
3)http://graphicsbyme4you.blogspot.com/
Na koniec chciałam jeszcze polecić dwa inne blogi, które zdecydowanie zasługują na większą ilość czytelników !
1)http://queriendote-en-mis-brazos.blogspot.com/
2)http://francescfabregasblog.blogspot.com/
To chyba byłoby na tyle. Zapewne o czymś jeszcze zapomniałam napisać, ale cóż... Skleroza nie boli :D
głupi Cesc jak on mógł się tak zachować ?!
OdpowiedzUsuńale chyba zrozumiał swój błąd, to najważniejsze :)
Jazlyn to ma takich rodziców, że pożal się Boże ...
mam szczerą nadzieję, że Cesc dorwie Javiera i mu pokaże kto tu rządzi :)
a Jaz poszła do niego na noc, żeby nic mu się nie stało <3
świetny rozdział <3
Superrr ;*
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie :)
Jeeej *.*
OdpowiedzUsuńDziewczyno uwielbiam Cię!
Cescy...mmm :D Słodziak ale jednocześnie niebezpieczny sukinsyn :P
Uwielbiam to opowiadanie a rozdział jest niesamowity! Czekam z niecierpliwością na kolejny i wiesz co do długości to każdy może tak być jak dla mnie :D
Ściskam! :*
P.S. "nie będzie Niemiec" Leżę i nie wstaję :D
Uwielbiam ten rozdział :D Takie powinnaś dodawać zawsze - mam na myśli, że długie xd Cesc jest tutaj taki słodki! Aż jestem w szoku :D A Jaz już mu ulega. Oboje już lgną ku sobie i tylko czekać, aż w końcu naprawdę się zejdą :D Nie spodziewałam się, że on zacznie się jej tłumaczyć z tego incydentu z inną dziewczyną xD Podoba mi się bardzo! Błagam, dodawaj częściej rozdziały! :D Naprawdę uwielbiam te opowiadanie ^^
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to piękny szablon :)
OdpowiedzUsuńNie wytrzymałabym z takimi rodzicami! A ten cały Amir niech stąd spada póki jeszcze nie jestem aż tak zdenerwowana. Teraz sobie tak myślę, może niech Jaz naśle na niego Cesc'a. Gościu dostałby parę razy po mordzie i być może by sobie odpuścił.
Wiedziałam, że oni się spotkają w tym klubie! Nie przypuszczałam tylko, że w takich okolicznościach... Kurde, Fabregas to dupek! Ale kochany dupek <3 No w końcu go i Jaz nic takiego nie łączy. Chociaż z drugiej strony... Sama już nie wiem.
Już liczyłam, że może coś takiego się między nimi wydarzy :D Tak, to ja - łapacz scen seksu na bloggerze :D
Buziaki :*
Obożeobożeoboże, rozdział taki długi, szablon taki śliczny :)
OdpowiedzUsuńFabregas w tym opowiadaniu jest taki...no nie wiem, taki niegrzeczny :D a ja lubię niegrzecznych chłopców
Jazlyn...no taka niby spokojna, ułożona dziewczyneczka a tu proszę- nie-ma-to-tamto :D :D :D
Jak zwykle cudownie napisane :*