ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI "LIEBSTEN BLOG AWARDS" !
J A Z L Y N
Wieczór. W
końcu mogę odpocząć. Jak tylko wróciłam do domu, zabrałam się za przygotowania
do jutrzejszych zajęć. Studia dziennikarskie zawsze były moim marzeniem i to
chyba tylko dlatego na nich wytrzymuję. Ja nie wiem, czy ci wszyscy wykładowcy
myślą, że my nie mamy życia prywatnego? Otóż uwaga- mamy ! Chociaż moje
ostatnimi czasy jest bardzo ubogie. Ograniczam się tylko do spotkań z Cath, bo
na nic innego nie mam czasu. No, może poza pojedynczymi imprezami, które nie
zawsze kończą się dobrze. O ile wiecie, co mam na myśli...
Po godzinach
intensywnej nauki stwierdziłam, że i tak nic więcej nie wejdzie mi do głowy, bo
oczy same mi się zamykają. Odłożyłam wszystkie zeszyty, kartki i książki na
skraj biurka i wyciągnąwszy z szafy piżamę, poszłam wziąć szybki prysznic. Nic
nie działało na mnie tak odprężająco, jak strumienie wody spływające po moim
ciele. Nie chciałam przerywać tej chwili, ale wiedziałam, że jeżeli za chwilę
nie pójdę spać, to jutro nie wstanę na zajęcia albo, co gorsza, na któryś
zasnę. Umyłam się moim ulubionym truskawkowym żelem, nałożyłam szampon na włosy
i spłukawszy go, wyszłam z kabiny i owinęłam się w ręcznik. Nie chciało mi się
suszyć włosów, więc zawinęłam je w drugi ręcznik, aby trochę przeschły. Założyłam
na siebie wcześniej przygotowane spodenki i trochę za dużą koszulkę, które
pełniły funkcję piżamy. Umyłam zęby i rozpuściwszy włosy wyszłam z łazienki.
Zanim
położyłam się do łóżka, poszukałam telefonu żeby włączyć budzik. Zerknęłam na
zegarek, a z moich ust wydobył się jęk bezsilności. 00.30 ! Jak ja mam się
wyspać w 5 godzin ?! To będzie cud, jeżeli nie odlecę na żadnych wykładach. Nie
zwlekając dłużej położyłam się na łóżku i szczelnie okryłam kołdrą, ponieważ
zapomniałam zamknąć okna, a nie chciało mi się już wstawać aby to zrobić.
Przez dobre
15 minut usiłowałam zasnąć, ale uniemożliwiał mi to dźwięk, który wpadał do
mojego pokoju przez otwarte okno. Brzmiał jak syreny policyjne, czy coś. W
każdym razie skutecznie rujnował cały mój spokojny sen. Już miałam wstać i
zamknąć to cholerne okno, ale wszystkie odgłosy ustały. Westchnienie ulgi
opuściło moje usta. Przewróciłam się na bok i ponownie spróbowałam zasnąć. Jak
na złość teraz wszystko mi przeszkadzało, gniotło i uwierało. Super, po prostu
cudownie ! Znów położyłam się na plecach i przyciskając poduszkę do twarzy
krzyknęłam w akcie desperacji. Przed chwilą mało brakowało, a usnęłabym przy
biurku, a teraz jest wręcz przeciwnie. Co ze mną jest nie tak ?
Minuty
mijały, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Co chwilę tylko zmieniałam pozycję,
licząc na to, że sen w końcu nadejdzie. Do moich uszu znów dobiegł jakiś
dźwięk. Tym razem brzmiało to jak uderzenie. Pomyślałam, że to jakieś zwierzęta
na polu hałasują, więc nie przykułam do tego większej uwagi. Dopiero jak
powtórzyło się to po raz drugi i trzeci i odgłosy były coraz wyraźniejsze,
wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Stanęłam pod drzwiami i patrzyłam w stronę
okna. Kiedy zobaczyłam rękę wślizgującą sie przez uchylone okno i przekręcającą
klamkę, moje ciało doznało nagłego paraliżu. Mózg krzyczał "uciekaj
idiotko!", ale nogi miały to totalnie gdzieś. Serce zdawało się wyskoczyć
z klatki piersiowej, a oczy patrzyły z zupełnym niedowierzaniem, podczas gdy jedna
noga tego człowieka znajdowała się w moim pokoju, a w ślad za nią podążała
druga i reszta sylwetki. Przymknęłam oczy licząc na to, że gdy je otworze,
wszystko okaże się wytworem mojej wyobraźni. Niestety nie zadziałało to w ten
sposób. W zamian za to, jedyne co
zobaczyłam, to Cesc Fabregas stojący z dość kwaśną miną. No tak, mogłam się
domyślić. Odetchnęłam z ulgą, chociaż nie wiem czy to był właściwy odruch.
-Czy ty
jesteś normalny?!- krzyknęłam. Przez tego palanta omal nie dostałam zawału!
Boże, czego on ode mnie jeszcze chce? Zwłaszcza o 2 w nocy !
-Zamknij
się, bo ktoś usłyszy- warknął podchodząc bliżej. Nie no, on nie może być
normalny. Nie dość, że włamuje się oknem do mojego pokoju, to jeszcze mnie
będzie uciszał, bo "ktoś usłyszy".
-No i
dobrze, że usłyszy! Zacznijmy od tego, że Ciebie nie powinno tu być! Czego ...-
i w tym momencie zobaczyłam, że cała jego twarz jest podrapana i zakrwawiona, a
biała koszulka, którą miał na sobie również była poplamiona krwią.-Boże, co ci
się stało?- szepnęłam robiąc wielkie oczy.
Nie czekałam
na jego odpowiedź, bo pewnie i tak by ona nie nastąpiła. Poszłam do łazienki po
ręcznik oraz miskę z wodą i po chwili wróciłam do pokoju.
-Siadaj-
patrzyłam jak z nieodgadnionym wyrazem twarzy podchodzi do łóżka i siada na
wskazanym miejscu.
Zamoczyłam
ręcznik i wodzie i delikatnie przyłożyłam do jego rany. Usłyszałam syknięcie
wydobywające się z jego ust.
-Oh, teraz
boli? Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej- zakpiłam. Nie mogłam się
powstrzymać, ten facet był strasznie denerwujący.
-To nie była
moja wina, więc nie musisz by taką suką- chyba dopiero po chwili zorientował
się co tak naprawdę powiedział.
-Gdybym była
suką, to teraz zamiast ci pomagać, zdawałabym relacje policji z tego, jak ktoś
włamał się do mojego pokoju, więc zamknij się albo uważaj na to co mówisz.
Osobiście wolałabym, abyś wybrał opcję numer jeden.
Kiedy
skończyłam oczyszczać jego twarz, cały ręcznik i woda były w kolorze czerwonym.
Wzięłam obie rzeczy i poszłam z nimi do łazienki, aby je wymienić na świeże.
Wchodząc do pokoju, trochę lepiej mu się przyjrzałam. Oczywiście tyle, na ile
było to możliwe. Siedział na łóżku z łokciami opartymi o kolana. Był lekko
pochylony do przodu, a jego głowa była podniesiona do góry. Czułam jak
dokładnie bada wzrokiem każdy mój ruch. To było trochę krępujące, w sumie sama
jego obecność była dla mnie krępująca.
-Zdejmij
koszulkę- powiedziałam cicho, odwracając wzrok w drugą stronę. Byłam pewna, że
moje policzki właśnie przybrały kolor intensywnej czerwieni.
-Myślałem,
że jesteś bardziej niedostępna- mruknął obojętnym tonem, ale ja dobrze
wiedziałam, że świadomie robi wszystko, żeby zawstydzić mnie jeszcze bardziej i
w głębi duszy ta sytuacja cholernie go bawi.
-Jesteś debilem
z wyboru, czy już się taki urodziłeś?- chciałam stwarzać chociaż pozory
zupełnie nieporuszonej jego zachowaniem, ale ten facet ma w oczach jakiś
pieprzony rentgen, bo po chwili usłyszałam jego śmiech dochodzący zza pleców.
-Już Ci to
raz powiedziałem, ale jesteś cholernie urocza kiedy się denerwujesz- chyba
wolałam go kiedy milczał. Tak, wtedy był zdecydowanie do wytrzymania.
Puszczając
jego słowa mimo uszu, namoczyłam ręcznik, odwróciłam się w jego stronę i..
zamarłam. Stał przede mną, bez koszulki, z lekkimi zadrapaniami na brzuchu,
ale... jakim brzuchu! Opalony, umięśniony tors, gdzieniegdzie był ubrudzony
krwią. Nisko opuszczone spodnie odsłaniały szare bokserki z białym paskiem od
Calvina Kleina. Tatuaże na rękach wyglądały cudownie, a jego...
-Zrób zdjęcie,
będzie na dłużej- z transu wyrwał mnie rozbawiony głos Fabregasa. Brawo Jazlyn,
znowu wyszłaś na idiotkę.
Nie mówiąc
nic więcej, podeszłam do niego na miękkich nogach i trzęsącymi się rękoma
zaczęłam wycierać krew i oczyszczać rany na jego ciele. Staliśmy bardzo blisko,
za blisko. Bałam się podnieść głowę do góry, żeby nie spojrzeć w jego oczy.
Nagle poczułam jak jego ręce spoczywają na moich biodrach i przyciągają mnie
bliżej. Serce dostało szaleńczego galopu i biło tak głośno, że miałam wrażenie
jakby było je słychać w całym pokoju. Oderwał jedną rękę z biodra i
przyłożywszy palec do mojej brody, skierował ją w górę. Na początku uciekałam
wzrokiem na boki, ale po chwili zatopiłam się w jego czekoladowych tęczówkach.
Teraz wydawały mi się jakieś inne, spokojne i z tajemniczą iskrą w środku. Jeździł
nimi po całej mojej twarzy i lekko zaciskał szczękę, aż nie zatrzymał się na
moich ustach. Odległość między naszymi głowami malała. Nie wiedziałam, czy mam
mu na to wszystko pozwolić czy powinnam natychmiast go odepchnąć. Zanim jednak
zdążyłam sobie na to pytanie odpowiedzieć, jego wargi delikatnie musnęły moje.
Zdecydowanie nie protestowałam, a co gorsza, nie miałam takiego zamiaru. Po
chwili znów mnie pocałował, ale tym razem już inaczej. Przejechał językiem po
mojej wardze, a ja wpuściłam go do środka. W moim brzuchu wybuchło stado
motyli, a nogi się ugięły. Gdyby nie to, że mnie trzymał, prawdopodobnie bym
upadła. On chyba to zauważył, ponieważ poczułam jak delikatnie się uśmiecha.
Nie zwracając na to większej uwagi, objęłam jego szyję rękoma, a on przeniósł
swoje na moje pośladki, podnosząc mnie do góry i obróciwszy się do tyłu,
położył na łóżku, a sam opadł na mnie. Wiedziałam, że to, co robię nie jest
najodpowiedzialniejsze, chwilowo o to nie dbałam. To wszystko było takie
dziwne, szalone i nieodpowiednie, a mimo to chciałam, żeby trwało. Dopiero,
kiedy jego dłoń wsunęła się pod moją bluzkę i dotknęła nagiego brzucha,
postanowiłam to przerwać. Nie chciałam, żeby to zaszło za daleko, a za chwilę
tak właśnie mogłoby być. Położyłam ręce na jego ramionach i odepchnęłam
delikatnie do tyłu.
-Nie
powinniśmy...- wyszeptałam, kiedy w końcu zaczerpnęłam trochę więcej powietrza.
Wstałam z
łóżka i poprawiłam koszulkę, która trochę się wygniotła. Cesc zrobił to samo, z
tym, że on swoją koszulkę dopiero założył na siebie, co pomogło mi się skupić
na tym, żeby trzymać dystans. Fabregas miał chyba trochę inny tok myślenia, bo
znów zbliżył się do mnie, ale tym razem patrzył prosto w moje oczy.
-Podobam ci
się- stwierdził pewnym głosem, a na jego ustach zagościł cwaniacki uśmiech.
Stary Cesc wrócił, a mi to już tak bardzo nie przeszkadzało.
-Pff,
chciałbyś..- prychnęłam i lekko szturchnęłam jego ramie, na co on zareagował
śmiechem.
-Nie martw
się, ty też mi się podobasz- odparł i mrugnął do mnie okiem, po czym odwrócił
się i sięgnął po swoją skórzaną kurtkę.
Patrzyłam na
niego i mimowolnie się uśmiechałam, oczywiście tak, żeby nie mógł tego
zauważyć.
-O której
kończysz jutro zajęcia?- zapytał jednocześnie zakładając kurtkę na ramiona.
-Skąd wiesz,
że studiuję?- zmarszczyłam czoło. Nie przypominam sobie, żebym mu o tym
wspominała, więc to było trochę dziwne.
-Kojarzysz
faceta, z którym spotyka się twoja przyjaciółka?
-Tak, ale co
to ma ze sobą wspólnego?
-To, że Marc
i ja znamy się bardzo dobrze- uśmiechnął się tak, że moje serce w jednym
momencie stanęło, a w drugim znów zaczęło być jak szalone- więc, o której?
-O 14-
odparłam i patrzyłam jak idzie w stronę okna, wyciągając papierosa z paczki,
którą zaraz z powrotem włożył do kieszeni.
-Będę na
ciebie czekał pod uczelnią.
I tyle. Nie
czekając na żadne słowo z mojej strony, zeskoczył z okna na daszek, a później
na ziemię i zniknął.
C E S C
Byłem tak
cholernie zmęczony, że nie miałem nawet siły wziąć prysznica. Zdjąłem z siebie
brudne ubranie i rzuciłem w kąt pokoju, po czym położyłem się do łóżka. Jedyne
o czym teraz marzyłem, to długi sen, zwłaszcza, że wszystko mnie bolało.
Zastanawia mnie kim był ten skurwysyn, przez którego prawie złapały mnie gliny.
Jeszcze tego by mi brakowało... Całe szczęście, że udało mi się ich zgubić.
No właśnie,
Jazlyn. To, co się stało było takie, dziwne, inne. Sam siebie nie
kontrolowałem, co mi się nigdy nie zdarzyło. No przynajmniej przy żadnej dziewczynie,
nawet kiedy byłem pijany. To chyba przez tą całą akcję z wyścigiem. Już dawno
nie czułem takiej adrenaliny. Chociaż
nie powiem, podobało mi się to, jak na mnie reaguje. Sam nie wiem dlaczego się
z nią umówiłem, ale coś mnie do niej
ciągnie. Wydaje się być inna niż wszystkie te dziewczyny, które widzę w klubie.
Wiem, że jej się podobam, chociaż ona próbuje to ukryć. No właśnie... Nie rzuca
się na mnie jak idiotka, nie wskakuje do łóżka. Jest to dla mnie dziwne, bo jeżeli ja czegoś
chce, to po prostu to biorę. Czymś, co najbardziej w niej polubiłem jest chyba
fakt, że jej ciało zupełnie nie współgra z jej umysłem, jeżeli chodzi o to, jak
zachowuje się przy mnie. Stara się być obojętna, a kiedy tylko ją dotknę, przez
jej ciało przechodzą dreszcze. W sumie, to ja sam do teraz czuję jej dłonie
błądzące po moim ciele i paznokcie delikatnie drapiące mój kark. Trochę żałuję,
że skończyło się tylko na tym, ale nie chciałem jej przestraszyć. Muszę najpierw
zdobyć jej zaufanie, a później brać co chcę. No proszę, tego Cesc Fabregas
jeszcze nie robił.
__________________________________________________________________
Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że udało mi się napisać caaaały nowy rozdział ! Mam nadzieję, że ktoś chociaż w połowie podzieli mój entuzjazm :D W każdym razie, nie wiem czy moja wena wróciła na czas dłuższy, czy tylko na chwilę, but I don`t care. Piszę, póki jest ;)
Co do rozdziału, to nawet mi się podoba (ciekawe jak długo tak będzie), ale od razu mówię, że dopiero co skończyłam go pisać i w sumie nawet nie sprawdziłam czy są błędy, więc jakbyście jakieś znaleźli to dajcie znać :D
Baardzo proszę o komentarze. Kilka dni temu miałam urodziny, więc zróbcie mi taki spóźniony prezent i dobijcie do 15 ? Byłoby pięknie :D
PS. Kto się zgodzi ze mną, że ten człowiek jest niesamowity ?<3
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńogólnie bardzo lubię to opowiadanie, bo jest takie inne :)
już myślałam, że Jazlyn ulegnie Cescowi, ale dobrze, że tego nie zrobiła, niech się chłopak trochę pomęczy :D
czekam na następny no i oczywiście wszystkiego najlepszego i dużo weny :)
jak zawsze cudny rozdział. Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale wiedz, że na bieżąco czytam. Dobrze, że Jazlyn się nie dała Cescowi. Musi się o nią postarać. Czekam na kolejny, informuj mnie i zapraszam do siebie na nowości ;*
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie minę Jazlyn, kiedy Cesc wchodził do jej pokoju przez okno. :D Nie mam żadnych wątpliwości, że dziewczyna dostała mini zawału ;) No i mało brakowało, a poszliby do łóżka. Na szczęście Jazlyn w porę zareagowała. Zapraszam również do siebie :)
OdpowiedzUsuńSpóźnionego najlepszego! I niekończącej się weny! :*
OdpowiedzUsuńBędę wścibska i zapytam :P Które urodzinki jak mogę wiedzieć? :D
Nie masz pojęcia jak się cieszę, że jednak nie zawiesiłaś boga :*
Jesteś cudowna a Cesc...Boże widzisz i nie grzmisz!
On jest niesamowity! Uwielbiam to opowiadanie :D
Czekam na kolejny z niecierpliwością i...zapraszam na mojego nowego bloga o Victorze Valdesie. Liczę na komentarze :P
por-mil-anos-mas.blogspot.com
Ściskam!:*
P.S. Ja się zgodzę! :D
wszystkiego najlepszeggo !!! czekam na nowy rozdział i mam nadzieje że dodasz niedługo. Zajebisty jakby mi ktoś tak do pokoju o 2 w nocy wszedł to pewnie zmarlabym na zawał od razu . zapraszam na spodziewajsieniespodziewanego.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że mu nie ulega :) Podoba mi się Twoja twórczość :) Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jezu, wkurza mnie to, że masz niewiele komentarzy, bo te opowiadanie zdecydowanie zasługuje na więcej! Pisz dalej i się nie poddawaj :D Musisz skończyć tą historię! :D
OdpowiedzUsuńBiedna Jaz już na pewno nie będzie w stanie siedzieć w szkole na drugi dzień. Sama tak mam cały czas, że nie mogę się ułożyć i w końcu zasypiam koło 3 nad ranem xD No, ale ona po wizycie Cesca to już na bank nie zmruży oka ^^ Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału i tego ich spotkania :D
Kocham te opowiadanie :) Życzę Ci czasu i weny do pisania!
A co do tego gościa, to rzeczywiście jest świetny, chociaż wolę oryginalną wersję Lose Yourself :D
Proste, że tak ! Eminem jest jak Barcelona. Najlepszy z najlepszych ! :D I dziekuję za miłe słowa ;) Może gdyby bohaterem tego opowiadania nie był Fabregas, to bym sobie odpuściła, ale to będę pisać póki nie braknie mi pomysłów :)
UsuńWitam, drogie panie! :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału i ogólnie całego opowiadania to oczywiście pięknie, super. Podziwiam talent, bo naprawdę jest co czytać (i podziwiać :D ).
Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam tego opowiadania, ale po prostu dopiero to wchodzę w to wszystko (tsaa, swojego bloga prowadzę od sierpnia 2013 a tam tylko 600 wyświetleń i ,wstyd się przyznać, 8 komentarzy. Tak. 8), ale obiecuję już systematycznie komentować :)
A propos mojego opowiadania to (także o Fabregasie, ale spokojnie, nie chce robić konkurencji) zapraszam i szczerze proszę o komentarze :)
http://qwerty1899.blog.interia.pl/