9.06.2014

Chapter XI.

C E S C

Od godziny byli u mnie Marc, Diego i Gerard, którzy żywo rozmawiali i zastanawiali się nad czymś, co teraz powinno być dla mnie priorytetem. W rzeczywistości wyglądało to tak, że siedziałem z nimi w salonie i trzymając w ręce butelkę z piwem, stwarzałem pozory zainteresowanego. Patrzyłem pustym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie i cały czas myślałem o Jazlyn. Cholera, co jest ze mną nie tak ? Od tygodnia w mojej głowie nie ma nic innego, poza widokiem dziewczyny, która ze łzami w oczach wybiega z mojego domu. Jestem idiotą. Doskonale wiedziałem, że jest na górze i mogłem przewidzieć to, że taki widok ją przerazi. Po chuja Marc przyprowadzał go do mnie ?
-Fabregas!- z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Gerarda. Po jego minie mogłem wywnioskować, że od jakiegoś czasu coś do mnie mówi, a ja nie reaguje. Był wkurwiony.
-Co?- warknąłem. Gdybym mógł, to wyrzuciłbym ich z domu. Chciałem spokoju, nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Ale nie mogłem, bo interesy zawsze załatwiamy u mnie.
-Gówno! Kurwa mówię do ciebie od pierdolonych trzech minut, a ty mnie nawet nie słuchasz- wyrzucił ręce w górę i wpatrywał się we mnie wzrokiem zabójcy. Poważnie, gdyby dało się w ten sposób zabijać- byłbym martwy.
-Jebie mnie to- westchnąłem pod nosem. Na moje nieszczęście, nie zrobiłem tego tak cicho, jakby mi się wydawało.
-Co? Stary to jest ważne i dobrze to wiesz! Ktoś nam się dobiera do dupy, a ty masz na to wyjebane! Co się z tobą dzieje?!- Pique wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to ważne, bo w przeciwnym razie by go tu z nami nie było. Pilnował interesu raczej z ukrycia. To my się wszystkim zajmowaliśmy, co nie oznacza, że on nic nie robił. Każdy w grupie miał po prostu określone zadania.
-Zejdź ze mnie okej ? Poza mną, jest nas jeszcze dwójka, więc możecie sobie raz poradzić bez mojej pierdolonej pomocy!- stanąłem z nim twarzą w twarz i patrzyłem w jego oczy, które nie kryły zdziwienia. Nigdy się tak w stosunku do niego nie zachowywałem. Zwłaszcza jeżeli chodzi o sprawy związane z gangiem. To zawsze było dla mnie na pierwszym miejscu. Ale co ja do chuja mogłem zrobić z tym, że nie potrafiłem myśleć o niczym innym niż Jazlyn?

Po kilkunastu sekundach nieprzerwanej ciszy i utrzymywania kontaktu wzrokowego, z impetem odwróciłem się do tyłu i wbiegając po schodach, wszedłem do swojego pokoju. Położywszy się na łóżku, założyłem ręce za głowę i aktualnie byłem wkurwiony sam na siebie. Zachowywałem się jak jakiś rozchwiany emocjonalnie pedał, a powodem tego była jakaś laska.

Stary, jakby to była jakaś laska, to byś się tak nie przejmował.

Super, w dodatku słyszę jakieś głosy. Niestety z tym się muszę zgodzić. Nigdy nie interesowało mnie to, że jakaś dziewczyna wychodzi ode mnie z domu i już prawdopodobnie do niego nie wróci. Nawet się cieszyłem, bo niektóre wyglądały bardzo źle bez makijażu, albo były tak głupie, że aż śmieszne. Ale jeśli chodzi o Jaz... Cholera nie wiem czym to jest spowodowane, ale chciałem ją tutaj. Nie mam na myśli konkretnie mojego łóżka, chociaż tym też bym nie pogardził. Jak przypomnę sobie ją w tej sukience, która opinała jej gorące ciało, o jej boskich nogach w tych szpilkach... Chyba nie muszę tłumaczyć co się wtedy dzieje w moich spodniach.
Próbowałem do niej dzwonić, ale nie odbierała. Na wiadomości również nie odpisywała. Chociaż z drugiej strony, gdybym miał z nią rozmawiać, to musiałbym jej powiedzieć wszystko. Od początku do końca, a nie wiem czy tego chcę. To znaczy wiem, że to by jej wiele wyjaśniło, ale... nie jestem pewien, czy dałbym radę. Nie lubię o tym mówić. Poza tym, ona mogłaby nawet nie chcieć tego słuchać.

Cesc Fabregas nie potrafi sobie poradzić z dziewczyną.

To było żenujące, ale niestety prawdziwe. Kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić. Próbowałem to olać i najzwyczajniej w świecie odpuścić, ale widać co mi z tego wyszło. Z każdym dniem było coraz gorzej. Marc jako jedyny znał mnie najlepiej, więc domyślał się o co chodzi, ale ja wszystkiego się wypierałem. Przecież nie przyznam się mu, że mam doła przez dziewczynę...

Ktoś zapukał do drzwi, przerywając gonitwę myśli w mojej głowie. Zerknąłem w bok i zobaczyłem Bartrę wchodzącego do pokoju. Usiadł na fotelu, który znajdował się naprzeciwko mojego łóżka i wpatrywał się we mnie wzrokiem, który niesamowicie mnie denerwował. Czas wysłuchać kazania.
-Stary, może kurwa w końcu coś ze sobą zrobisz?- warknął w moją stronę. Przysięgam, że gdyby nie to, że jest moim kumplem, miałby już podbite oko.
-Stary, może kurwa w końcu się odpierdolisz?- odpowiedziałem tym samym tonem. Ostatnio strasznie działał mi na nerwy.
-Jak chcesz. Ale kurwa pamiętaj, że interesy dotyczą też nas, więc jeżeli nawalisz ty to popłyniemy wszyscy- krzyknął z irytacją i wstał z fotela.

Przesadziłem i dobrze o tym wiem, ale nie miałem siły teraz się tłumaczyć, a tym bardziej ochoty. Nadal nie obdarzyłem go chociaż jednym spojrzeniem, udając że w ogóle mnie to nie obchodzi. Prawda była jednak zupełnie inna. Musiałem się w końcu ogarnąć, w przeciwnym razie będzie źle. Marc głośno westchnął i po tym, jak zdał sobie sprawę z tego, że nie zamierzam nic więcej powiedzieć, wyszedł z pokoju, wcześniej trzasnąwszy drzwiami.

Ostatnio wszystko co robię, robię źle. Odzywam się- źle, nie odzywam się- jeszcze gorzej. Znowu czuję się tak jak kiedyś- słaby, beznadziejny i nieradzący sobie z własnym życiem. I to jest strasznie chujowe. Muszę coś z tym zrobić.

Podniosłem się z łóżka i znalazłszy swój telefon, wybrałem numer Pilar. Seks to chyba najlepszy sposób na to, żeby zapomnieć o wszystkim, a w połączeniu z blantem, to już w ogóle niezawodna mieszanka. Wiem, że ostatnio ją olewałem, ale ta dziewczyna niesamowicie na mnie leci, więc jestem pewien, że mi nie odmówi.
-Halo?- usłyszałem głos po drugiej stronie. Przemknęło mi przez myśl, że wolałbym aby to Jaz pomogła mi poradzić sobie z tym "problemem", ale jest to niemożliwe. Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
-Hej kotku- czułem się jak idiota mówiąc do niej te słowa, ale wiedziałem, że nie mam innego wyjścia- spotkamy się dziś?
Chwilowo zapanowała cisza, ale po chwili znów się odezwała- Nie wiem. Mam wrażenie, że dzwonisz do mnie tylko wtedy, kiedy chcesz się kochać- westchnęła.
No, a jednak nie była taka głupia... Cóż, muszę coś teraz wymyślić, żeby mi uwierzyła, że wcale tak nie jest.
-Pilar, to nie tak kochanie- niemal się skrzywiłem wypowiadając ostatnie słowo- po prostu miałem mnóstwo spraw na głowie więc nie mogłem się z tobą spotkać- "o tak Cesc! Świetne kłamstwo!" pomyślałem i przybiłem sobie mentalną piątkę.
-No dobrze. To gdzie mnie zabierasz?- odpowiedziała radosnym głosem.
-Ehm, wiesz... myślałem, że przyjadę do ciebie i spędzimy razem popołudnie, we dwoje- mogłem sobie wyobrazić ten szeroki uśmiech rysujący się na jej wymalowanej twarzy. Jestem dupkiem? Być może, ale to ona zachowuje się jak dziwka. Dobrze wiem, że nie jestem jedynym, który tak się z nią bawi.
-Okej. W takim razie czekam- zaraz po tych słowach usłyszałem dźwięk kończący połączenie.

Nie myśląc dłużej, sięgnąłem po kluczyki do samochodu i pewną niezbędną rzecz, leżącą w szufladzie. Moi "goście" zapewne nadal siedzieli w salonie, ale miałem to w dupie. Wiem, że dostaną furii jeżeli zobaczą, że wychodzę, ale zgadnijcie jak bardzo sie tym przejąłem?
Zszedłem szybkim krokiem po schodach i nie patrząc nawet w stronę salonu, wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem z podjazdu.

J A Z L Y N

Właśnie wróciłam z uczelni i od razu usiadłam na łóżku, któro obłożone było masą notatek. Ostatni czas praktycznie nie wychodzę ze swojego pokoju. Po pierwsze, muszę się przygotowywać do sesji, a po drugie, po mojej ostatniej "rozmowie" z ojcem, wolę nie wchodzić mu w drogę.

Próbowałam skupić się na kartce, która właśnie znajdowała się w moich rękach, ale kiedy zorientowałam się, że trzeci raz czytam to samo zdanie, jęknęłam z bezsilności i opadłam plecami na miękki materac. Ta sytuacja powtarzała się od tygodnia. Nie byłam w stanie się w ogóle skoncentrować na nauce, nie mówiąc już o słuchaniu na wykładach.

Nie mogłam się wyzbyć obrazu Cesc`a przykładającego pistolet do głowy tamtego mężczyzny. To prześladowało mnie nawet w snach. Budziłam się wtedy spanikowana i nie mogłam już zasnąć. Największym paradoksem było to, że chciałam aby Fabregas był tu ze mną i zamknął mnie w swoich ramionach. Zawsze, zaraz po tej myśli, pojawiała się złość i chęć, aby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Żebym nigdy go nie poznała, żeby nigdy nie pojawił się w moim życiu. Zachowywałam się jak osoba bipolarna.

Nie zliczę ile razy przez to płakałam. To wszystko mnie przytłaczało, nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Wiem, że dzwonił do mnie kilka razy, ale nie miałam odwagi odebrać. Wiadomości również nie odczytywałam, tylko automatycznie usuwałam. Chciałam zapomnieć, wymazać to z pamięci, ale nie mogłam. Nadal czułam zapach jego perfum, kształt jego ust napierających na moje, dotyk jego ciała... Tęskniłam za jego głosem, za uczuciem zatapiania się w jego czekoladowych oczach, za tym, że udawał takiego cholernego dupka, a w rzeczywistości wcale nim nie był. Tęskniłam za nim całym...

Dzięki Bogu zadzwonił mój telefon, bo w przeciwnym razie chyba znów bym się rozpłakała. Spojrzałam na wyświetlacz i kiedy zobaczyłam zdjęcie Cath, wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak?
-Hej- przywitała się promiennym głosem- idziemy dzisiaj z Marc`iem do "Guaje", pójdziesz z nami?- zapytała, a ja zrobiłam szybką analizę w głowie.
"Guaje"- Cath- Bartra- Fabregas
-Nie, wiesz nie dzisiaj. Mam sporo nauki, więc innym razem- starałam się brzmieć wiarygodnie, bo nie chciałam po raz setny usłyszeć od niej, żebym przestała myśleć o Cesc`u.
-Jaz.. porozmawiaj z nim w końcu, albo przestań się zadręczać. Przecież nie możesz tak dalej funkcjonować... Ciągle jesteś przybita, niewyspana... - mówiła zmartwionym głosem. Wiem, że chciała dla mnie jak najlepiej, ale to nie było takie proste...
-Cath...- westchnęłam- nie chcę się z nim spotykać...- nie wiem dlaczego Cath nagle zmieniła swoje nastawienie co do niego. To znaczy wspominała, że Marc jej wyjaśnił na czym polega ich "zajęcie" i wyjaśnił dlaczego Cesc czasami zachowuje się tak, a nie inaczej, ale nie chciała mi nic powiedzieć. Stwierdziła, że powinnam się tego dowiedzieć od niego.
-Jak uważasz, ja chciałam pomóc...- znowu zaczynała tą swoją gadkę, żeby przekonać mnie do swojego zdania.
-Pomogłabyś, gdybyś mi po prostu powiedziała o co w tym wszystkim chodzi- warknęłam, chociaż nie miałam takiego zamiaru. Po prostu to wszystko mnie przerastało.
-Nie mogę, już ci to tłumaczyłam. Skoro tego nie rozumiesz, to już nie jest mój problem. Bądź dalej taka uparta, a zobaczysz, że będziesz żałować. Przez twoją głupotę cierpicie i ty i on- zaraz po tych słowach, rozłączyła się.
Cholera, co miało oznaczać ostatnie zdanie? On cierpi? Niby dlaczego...

C E S C

Opierałem się o maskę samochodu i paląc papierosa, patrzyłem na rozciągającą się przede mną przestrzeń. Dlaczego nie ma mnie u Pilar? Otóż byłem u niej, ale uświadomiłem sobie, że to już tak nie działa. Patrzyłem w jej oczy i widziałem oczy Jaz, całowałem jej usta, czując usta Jaz, dotykałem jej marząc o tym, aby przede mną stała zupełnie inna dziewczyna. Nie dałem rady. Pierwszy raz nie dałem rady i byłem kurewsko wściekły. W ciągu 10 minut wypaliłem chyba pół paczki papierosów. Miałem jeszcze coś, ale odeszła mi na to ochota. W głowie miałem tysiąc myśli na minutę, na temat tego, co mam ze sobą zrobić. Wygrała tylko jedna.   

Rzuciłem niedopałek na ziemię i zdeptałem go butem. Wsiadłem do samochodu i obróciwszy go o 180 stopni, ruszyłem w stronę domu Jazlyn. Nie obchodzi mnie to jak zareaguje na mój widok. Muszę z nią porozmawiać, bo w przeciwnym razie oszaleje. Żadna dziewczyna nie doprowadziła mnie nigdy do takiego stanu. Sam nie wiem co się ze mną dzieje, ale wiem, że jeżeli przynajmniej jej nie zobaczę, to zwariuję.

Wciskałem pedał gazu do samego końca, mając świadomość, że bardzo przekraczam dozwoloną prędkość. Nie miało to jednak dla mnie żadnego znaczenia. Chciałem po prostu jak najszybciej znaleźć się pod jej domem. Cieszyłem się z faktu, że na polu już zmierzchało, bo zapewne będę musiał dostać sie do jej pokoju oknem, a nie chciałbym być zauważony przez jakiegoś sąsiada.

Po 15 minutach, które zdawałyby się trwać wieczność, w końcu ujrzałem jej dom i nikłe światło zapalone w pokoju. Zostawiłem auto trochę dalej i wysiadłszy z niego, szybkim krokiem znalazłem się pod jej ogrodzeniem. Przejście przez nie, nie wymagało ode mnie zbyt dużego wysiłku, toteż już po chwili byłem obok drzewa, które ułatwiało mi wspięcie się do okna.

Będąc już w środku, zauważyłem, że Jazlyn nie ma w pokoju. Usłyszawszy dźwięk wody, dochodzący z jej łazienki, postanowiłem na nią poczekać. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było urządzone bardzo dziewczęco i schludnie. No może poza łóżkiem, któro zawalone było mnóstwem kartek. Wziąłem jedną z nich do ręki, ale nie było tam nic, co by mnie zainteresowało, więc odłożyłem ją z powrotem. Podszedłem do komody, na której stały ramki ze zdjęciami. Na jednym była ona z Cath, a na innych zapewne znajdowali się jej rodzice.

Usłyszałem trzask drzwi i odwróciwszy się do tyłu, zobaczyłem Jazlyn. Miała mokre włosy, które przykleiły się do jej ramion, a ciało owinięte było w krótki ręcznik, który z ledwością zasłaniał jej dolną partię ciała. Patrzyła na mnie wielkimi oczami, a ja z trudem przełknąłem ślinę. Ten widok... to za dużo. Miałem ochotę dosłownie się na nią rzucić.

-C-co ty tu robisz?- przerwała panującą między nami ciszę, a tym samym nieświadomie odegnała ode mnie brudne myśli.
-Chcę porozmawiać- odparłem niepewnie. Nie wiedziałem jak się mam zachować. Kiedy widziałem jej zaszklone oczy, miałem ochotę ją przytulić, ale wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł.
-Nie mamy o czym- odburknęła i spuściła wzrok na dół.
-Jazlyn, proszę daj mi to wytłumaczyć...- jęknąłem czując, że jestem na przegranej pozycji.
Ona tylko zaśmiała się, ale nie było w tym nic pozytywnego- co ty niby chcesz tłumaczyć co? Może powiesz mi, że to wszystko to był tylko głupi żart, hm?- jej słowa przesiąknięte były sarkazmem. Wiem, że będzie ciężko, ale muszę ją przekonać, bo inaczej... oszaleję.
-Proszę cię jedynie o to, żebyś mnie wysłuchała. Tylko tyle...- spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem, licząc na to, że się zgodzi.
-Dobrze. Wysłucham Cię, ale później...- zaczęła twardym głosem, ale jej przerwałem.
-...później, jeżeli nadal będziesz tego chciała, to obiecuję, że nigdy więcej mnie już nie zobaczysz- dokończyłem, obserwując jak wyraz jej twarzy staje się łagodniejszy.
-Daj mi chwilę. Muszę się ubrać- przeszła obok mnie i wyciągnąwszy ubranie z szuflady, zniknęła za drzwiami łazienki. Widziałem jak zarumieniła się, kiedy przejechałem wzrokiem po jej ciele. Cholera, to nadal mi się strasznie podoba.

Po chwili dotarło do mnie, że ona przecież nie miała pod ręcznikiem nic. W jednej chwili zrobiło mi się gorąco, a w drugiej zimno. Boże, dlaczego tak testujesz moją wytrzymałość?

Jazlyn znów pojawiła się w pokoju, odganiając brudne myśli kłębiące się w mojej głowie.
-Słucham- zwróciła się do mnie szorstkim głosem i stanęła naprzeciwko z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
-Ja...- nie wiedziałem jak mam zacząć, a jej obojętna postawa wcale mi tego nie ułatwiała- nie zabiłem wtedy tego faceta...
-Oh... no oczywiście, że nie. Przecież właśnie w tym ci przeszkodziłam- warknęła z ironią.
-To nie tak... Nie zabiłbym go, rozumiesz? Marc też nie. Po prostu... Chodzi o to, że facet wisi nam, a konkretnie to Gerardowi, ogromną kasę. Myślał, że ujdzie mu to na sucho, dlatego musieliśmy go trochę nastraszyć. Jazlyn nie zabijamy ludzi z byle powodu- zrobiłem krok w jej stronę, ale ona cofnęła się w tył.
-No tak... to wiele wyjaśnia...- nadal utrzymywała ten ton głosu, który tak cholernie mnie denerwował. Chciałem jej to wszystko wyjaśnić, ale do tej dziewczyny nic nie docierało.
-Przestań być taka- popatrzyłem jej w oczy, w których znów ujrzałem łzy. Nie chciałem żeby płakała, a już na pewno nie przeze mnie.
-Jaka? No jaka mam nie być, co? Cesc, od tygodnia nie mogę spać, bo cały czas śni mi się to wszystko, co widziałam. Ty przykładający pistolet do głowy tego mężczyzny, jego przerażenie, że zaraz możesz...- w tym momencie po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a jej ciało zaczęło się trząść.
-Jaz... Błagam cię, nie płacz...- podszedłem do niej i po chwili zawahania objąłem jej ciało swoimi ramionami.

Spodziewałem się tego, że mnie odepchnie, ale nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie. Poczułem jak obejmuje mnie w pasie i jeszcze bardziej przyciąga do siebie. Głaskałem jedną dłonią jej włosy, próbując ją uspokoić. Byłem na siebie zły, że ona znowu płacze przeze mnie. Nie znosiłem tego, że zawsze wszystko musiałem spieprzyć.

Po chwili jej ciało delikatnie odsunęło się od mojego, a ona spojrzała prosto w moje oczy. Błądziłem wzrokiem po jej twarzy, próbując przewidzieć kolejny ruch. Bałem się, że powie żebym wyszedł i nigdy więcej nie wracał.
-Dlaczego to robisz? Dlaczego mi to wszystko mówisz?- tym pytaniem zupełnie zbiła mnie z tropu. Zastanawiałem się nad odpowiedzią, bo sam nie byłem tego pewien...
-Bo... zależy mi na tym, żebyś wiedziała- odparłem odgarniając kosmyk włosów, który opadł na jej twarz- zależy mi na tobie...- dodałem szeptem i zacisnąłem szczękę.
Nigdy w życiu nie powiedziałem tego żadnej dziewczynie i szczerze mówiąc, to nie sądziłem, że kiedykolwiek to zrobię. Dopóki nie spotkałem jej... Co ona ze mną zrobiła?
-W takim razie wytłumacz mi to wszystko, proszę- odetchnąłem w duchu słysząc te słowa. Nabrałem nadziei, że może jeszcze nie wszystko stracone. Może jest w stanie mi wybaczyć...
-Dobrze, ale nie dziś. Jesteś zmęczona, powinnaś odpocząć- kciukami starłem łzy z jej policzków i delikatnie pocałowałem ją w czoło.
Chciałem się odsunąć, aby udać się w stronę okna, jednak Jaz zatrzymała mnie, chwytając moje dłonie. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
-Zostań ze mną- wyszeptała , odwracając głowę na bok.
-Jesteś... jesteś tego pewna?- zapytałem, gdyż nie ukrywam, że tego kompletnie się nie spodziewałem.
-Tak. Proszę, nie chcę spać sama...- znów spojrzała na mnie tym wzrokiem, za który byłbym w stanie oddać życie. Nie mogłem jej odmówić... nie chciałem.
-Dobrze, zostanę- posłałem jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła. Zaraz po tym, znów wtuliła się w moje ciało.

Ile bym dał, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła.

____________________________________________________
Witam serdecznie ! Piękna pogoda + mrożona kawa + głośna muzyka -> tak oto powstał nowy rozdział :D Jakiś najwspanialszy podejrzewam, że nie jest, ale mi i tak się w miarę podoba :D

NAJWAŻNIEJSZE! Dziękuję za 19 (!) komentarzy ! Coś cudownego <3 Kocham Was za to i uwielbiam czytać te wszystkie komentarze i dobre słowa i uwielbiam w nich wszystko, każdą kropkę, przecinek i inny znak interpunkcyjny xd A tak na serio, to pięknie proszę o częstsze takie prezenty :D

Następny rozdział pojawi się albo bardzo szybko, albo bardzo późno xd Już tłumaczę. Jeżeli znajdę czas np. jutro, aby napisać to zrobię to i dodam, a jeżeli nie, to może pojawić się dopiero w przyszłym tygodniu, gdyż w poniedziałek zdaję egzamin wewnętrzny (na prawo jazdy) a ogólnie to moja znajomość kodeksu drogowego i zasad ruchu jest, jakby to powiedzieć, znikoma xd Także najpierw prawko, później rozdział. Wybaczcie mi to :*

Btw. Przeżywam również chwilowy kryzys związany z prawdopodobnym odejściem Fabsa z Barcy do Chelsea. Dlaczego on mi to robi ?! :(

Komentujcie, pięknie proszę <3

11 komentarzy:

  1. Cudowne :* Naprawdę boskie, świetne nie ma słów, albo jest za dużo :p
    Ja tak dobrze nie piszę bo dopiero zaczynam i rozkręcam blogi ale jeśli chcesz zobaczyć to proszę tu masz jednego z nich linka :http://neymarandnatalieyouandme.blogspot.com/?m=1
    A z resztą jak już ci się spodoba na spam i ci tam najwyżej podam jak nie znajdziesz inaczej :* Pisz szybko następny. I jak wejdziesz na mój zostaw komentarz będzie mi miło ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza jupi;) swietne ;) kocham twój blog ;D niech oni się pogodzą :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zawsze super <3
    już miałam opieprzać Cesca, że jak ma problemy sercowe to leci do innej :D
    ale cieszę się, że jednak nie :)
    za to chętnie go opieprzę jak odejdzie z Barcy, no po prostu nie może, no!
    jeszcze Arsenal bym mu wybaczyła, no ale Chelsea ?!
    Cescowi tak zależy na Jaz że ojeju :*
    cieszę się, że zdecydowała się go wysłuchać :)
    czekam na następny i jeszcze tak się zareklamuję :) więc zapraszam do mnie http://nowyourejustaghost.blogspot.com/ i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. ale fajnie, że sobie to wytłumaczyli i że jest kolejny rozdział.Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cesc zachowuje się trochę jak dzieciak! :D Ale wydaje mi się, że w moim opowiadaniu Miles ma podobne humorki xd Uwielbiam tą historię! Powaga, sama się dziwię, że aż tak się wkręciłam w jakieś opowiadanie i mam ogromną nadzieję, że następny rozdział pojawi się raczej wcześniej niż później :D Cieszę się bardzo, że Jaz i Cesc się spotkali i doszli do jakiegoś porozumienia. Ile dałabym za takiego Cesca wkradającego mi się do pokoju przez okno ^^ Boskie :)
    Cieszę się razem z Tobą, że komentarzy nareszcie było więcej i życzę Ci tego żeby liczba tylko rosła :D I powodzenia na teście!

    OdpowiedzUsuń
  6. Skarbie nie smutaj :* Cescy...oj Cescy..wiesz co o tym sądzę :*
    Kto robił dyskotekę sąsiadom? :D
    Jesteś wspaniała! Kocham to opowiadanie i Cesca w nim <3
    Jest słodki ale i zły jednocześnie :D a wiesz, że ja kocham złych chłopców :P
    Gratuluję tylu komentarzy i zazdroszczę :D
    No więc...ucz się leniu! :D Ale o pisaniu nie zapominaj!
    Ściskam :*
    P.S. Ja chcę gorącą scenę! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaje...yyy fajne :-P podoba mi się to opowiadanie tak baro mi się podoma :-* masz fajny styl pisania i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Nie zawszę dodaję komentarze więc za to przepraszam :-) /kama

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział <3
    I nie wiem co mam Ci jeszcze napisać,bo jest idealnie...
    Cieszy mnie fakt,że Cesc został u Jez na noc <3
    Ps,Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. o boże, tak bardzo cudowny. Fabregas, papierosy, Jazlyn, ręcznik, włosy, łzy, oczy, pokój, samochód (połączenie tak bardzo :D :D :D )
    Po prostu ideał :)
    :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Cesc się zakochał... ;)
    Pamiętam jak kiedyś znalazłam w internecie jakiś obrazek, na którym było napisane "Nie martw się. Miłość i tak Cię dopadnie". I chyba coś w tym jest.
    Pilar to jest jednak idiotka. Jak można pozwalać się tak traktować? Rzeczywiście, dziwka.
    Cesc jest niemożliwy :D Temu chłopakowi nic nie stanie na przeszkodzie. Nawet oknem do niej wejdzie :D
    Jaz niech mu tak za dużo nie pozwala, bo się chłopak przyzwyczai :P
    Czekam na następny i zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
    http://riding-through-the-storm.blogspot.com/2014/06/chapter-three.html

    OdpowiedzUsuń